Kameralny dramat familijny Nilsa Taverniera „Ze wszystkich sił” mógłby liczyć na całkiem sporą oglądalność, ale w telewizji, bo w kinach szans raczej nie ma. To wyidealizowana, oderwana od rzeczywistości opowieść o relacji chorego na porażenie mózgowe nastolatka i zaniedbującego go ojca, byłego sportowca, który traci pracę (Jacques Gamblin). Przed depresją ratuje go właśnie niepełnosprawny syn (Fabien Héraud), mobilizujący go do wspólnego występu w niezwykle trudnych zawodach triatlonowych Ironman w Nicei. Rodzinę stać na wszystko, mieszkają w przestronnej willi z widokiem na Alpy. Chłopak jest bystry, przystojny, zadbany. Matka wpatrzona w niego jak w obrazek. Ojciec ambicją nie ustępuje Rocky’emu Balboa, więc od samego początku wiadomo, jak to się wszystko potoczy. Reżyser nawet w finale nie sili się, żeby wprowadzić jakieś urozmaicenia, dystans, rysy w rodzinnej sielance, przeciwnie – dba o to, by nie wybudzać z letargu. Gładka, prostoduszna fabuła wartko podąża wedle sprawdzonego, sentymentalnego wzorca. Film jest tak przesłodzony, nasączony dobrymi intencjami, że momentami aż nie do zniesienia. Ewidentnie ma pełnić rolę naiwnego psychoterapeutycznego seansu pocieszenia. A to droga do artystycznego piekła, czyli kiczu.
Ze wszystkich sił, reż. Nils Tavernier, prod. Francja, Belgia, 86 min