Reżyserujący bez wytchnienia François Ozon (przyspieszył do dwóch filmów rocznie) sięgnął ostatnio po niepokojący thriller psychologiczno-obyczajowy Ruth Rendell. Lodowaty styl brytyjskiej powieściopisarki kontrastujący z często poruszaną przez nią tematyką obsesji seksualnych i zakazanego pożądania inspirował wcześniej m.in. Pedro Almodóvara („Drżące ciało”) i Claude’a Chabrola („Ceremonia”). W rękach Ozona „Nowa dziewczyna” zamienia się w mieszczańską, wybuchową fantazję o różnych odmianach perwersji. Początkowo nic na to nie wskazuje. Poważnie odchudzony Romain Duris gra metroseksualnego wdowca. Zaszyty w luksusowej willi czule opiekuje się kilkumiesięczną córeczką. Zaciekawiona jego poświęceniem najlepsza przyjaciółka zmarłej żony (Anaïs Demoustier) stara się mu pomóc. Zanim ta opera mydlana się rozwinie, wychodzi na jaw tajemnica. Duris okazuje się transwestytą. Tłumione w trakcie małżeństwa pragnienie bycia kobietą zwycięża w nim na dobre. W blond peruce, szpilkach, sukience, upodobniony do żony, wzbudza w przyjaciółce mieszane uczucia. Żeby było ciekawiej, postać grana przez Durisa nie jest gejem, co tylko wzmaga jej zainteresowanie. Ciągnąc tę groteskową relację w niewiadomą stronę, Ozon wystawia widza na ciężką próbę. Nie sposób nadążyć za ciągłymi woltami emocjonalnymi bohaterów, którzy – na co zwrócił uwagę krytyk „Variety” – mogą istnieć jedynie teoretycznie, jako prototypy nowej, płynnej seksualności. Ozon niby puszcza oko w wielu scenach, równocześnie traktuje tę opowieść strasznie serio, co dowodzi, że nie zapanował nad konwencją.
Nowa dziewczyna, reż. François Ozon, prod. Francja, 108 min