Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Film

Arnie marnie

Recenzja filmu: „Terminator: Genisys”, reż. Alan Taylor

Sarah Connor (Emilia Clarke), Kyle Reese (Jai Courtney), pośrodku terminator-gubernator Sarah Connor (Emilia Clarke), Kyle Reese (Jai Courtney), pośrodku terminator-gubernator Melinda Sue Gordon/Paramount Pictures / UIP
Film jest miałki, pomysły ograne, a bójki mało efektowne.

Kolejne części kultowych filmów dają szansę na dialog międzypokoleniowy i zdobycie nowych członków przez grupy fanowskie. „Terminator: Genisys” to piąta odsłona historii o podróżach w czasie i walce ludzi z maszynami. John Connor, przywódca ruchu oporu z 2029 r., wysyła w przeszłość swoją prawą rękę Kyle’a Reese’a z misją ochrony matki. Maszyny zamierzają ją zabić, aby nie dopuścić do przyjścia na świat Connora. W 1984 r. sytuacja się komplikuje, bo oprócz złego terminatora wysłanego, by zamordować Sarę Connor, Reese spotyka dobrego terminatora (Schwarzenegger) wysłanego jeszcze wcześniej w celu ochrony Sary Connor. Gdy zawiązuje się akcja i bohaterowie przenoszą się do 2017 r., sprzeczności między równoległymi liniami czasu zaczynają bić po oczach – a może to po prostu czas traci na znaczeniu wskutek załamania wymiarów w relacjach między postaciami?

Terminator: Genisys, reż. Alan Taylor, prod. USA, 120 min

Polityka 29.2015 (3018) z dnia 14.07.2015; Afisz. Premiery; s. 64
Oryginalny tytuł tekstu: "Arnie marnie"
Reklama