Owoc zakazany w Teheranie
Recenzja filmu: „O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu”, reż. Ana Lily Amirpour
Upadłe miasto, rock’n’roll i narkotyki. Do tego wampiry i stosy nieboszczyków ułożone w rowie, elegancko niczym u George’a A. Romero. Podgolony diler z wytatuowanym na grdyce odkrywczym komunikatem, co lubi najbardziej: „sex” (chodzi oczywiście o seks oralny), oraz kobieta w czadorze na deskorolce w roli nieśmiałej mścicielki. Atrakcji w komiksowej parodii superbohaterskich opowieści „O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu” Any Lily Amirpour jest więcej. Czarno-białe zdjęcia zręcznie nawiązują do mrocznej atmosfery kina noir i postmodernistycznej estetyki Lyncha. Świetna ścieżka dźwiękowa na pewno spodobałaby się Jarmuschowi lubiącemu etniczne brzmienia. Fani Jamesa Deana zakochają się w przystojnym Arashy Marandim – orientalnym wcieleniu kultowego gwiazdora. Jednak po obejrzeniu filmu, a nawet już w trakcie seansu, sromota nie odpuszcza. Nie hipnotyczny, tylko nudny. Nie błyskotliwy, tylko infantylny. Szpanerski teledysk Amirpour, pięknej aktorki, scenarzystki, ilustratorki, didżejki i autorki wielu przebojowych reklam, stanowi sensację wyłącznie z powodu bliskowschodniego odchylenia. Gdyby nie ostra, drażniąca jazda po zakazanych tematach w Iranie (reżyserka jest z pochodzenia Iranką urodzoną w Wielkiej Brytanii i wychowaną w Ameryce, więc wie, co w trawie piszczy), nie byłoby czego zbierać.
O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu, reż. Ana Lily Amirpour, prod. USA, 99 min