Trzynasta powieść Iana McEwana należy do tych mniej obszernych, ale jednocześnie do najlepszych. Autor przyzwyczaił nas do zmian tonacji – od powagi po satyrę. Często też jego książki są lustrem przemian społecznych: pisał o rewolucji seksualnej i o wojnie w Iraku, o fizyce kwantowej, o psychiatrii czy neurochirurgii. Tym razem z bohaterką Fioną siedzimy w Sądzie Najwyższym. Fiona jest sędzią, ma prawie 60 lat, świetną opinię w środowisku i trudną sytuację w domu. Poznajemy ją, kiedy mąż oświadcza, że chce mieć romans. Fiona wyrzuca go z domu i jeszcze intensywniej poświęca się pracy. Najwięcej uwagi zajmuje jej sprawa Adama, chłopca z rodziny świadków Jehowy, który nie godzi się na transfuzję krwi. Sąd ma rozstrzygnąć, czy lekarze powinni ratować mu życie wbrew jego wierze i woli rodziców. To właśnie on jest tym dzieckiem, którego dobro powinno być najważniejsze. Ta książka jest jak utwór muzyczny, zresztą muzyka odgrywa w nim dużą rolę – Fiona niespodziewanie razem z Adamem wykonuje w szpitalu wiersz Yeatsa „Opodal ogrodów wikliny” do muzyki Benjamina Brittena. Fiona otwiera przed chłopcem inny świat, ale nie potrafi przewidzieć konsekwencji. Jest chłodną obserwatorką i innych, i siebie samej – analizuje swój stan po odejściu męża, analizuje swoje zachowanie wobec Adama. Tym większe wrażenie robią te momenty, kiedy dochodzą do głosu ukrywane uczucia: żal, ból, poczucie utraty i świadomość błędu. McEwan jest mistrzem introspekcji, schodzenia na dno odczuć zmysłowych i psychicznych. Pokazuje ograniczenia nawet najbardziej sprawiedliwego prawa, opisuje samotność starzejących się małżonków i – na szczęście – pozwala im się spotkać ze sobą pomimo wszystko.
Ian McEwan, W imię dziecka, przeł. Anna Jęczmyk, Albatros, Warszawa 2015, s. 256