Kino rumuńskie dojrzewa, choć wydawało się, że wszystko, co najważniejsze, zostało w nim już powiedziane. Do tej pory, rozliczając przeszłość, instynktownie sięgano do epoki Ceauşescu, którą obwiniano o całe zło współczesności. W czarno-białym dramacie historycznym „Aferim!” Radu Jude akcent zostaje przesunięty na XIX w. Korzeni patologii twórcy upatrują w zgniłych, pańszczyźnianych stosunkach panujących na Wołoszczyźnie. Tolerowano wtedy rasizm, chwalono antysemityzm, a niezawodną metodą na trzymanie w ryzach głupich, niewykształconych wieśniaków był prymitywny system wymierzania kar batem i prowokowania pogromów przez stawiających się ponad prawem posiadaczy ziemskich. W „Aferim!” mówi się też o sprawnie działającym systemie niewolnictwa na terenie Europy Wschodniej, którego ofiarami padali głównie Cyganie.
Utrzymany w konwencji westernowej przypowiastki i nagrodzony w Berlinie za reżyserię film obfituje w komiczne momenty (do śmiechu zachęca nieprzetłumaczony na polski, ironiczny tytuł: „Brawo!”), nie jest to jednak przyjemna lekcja historii. Otrzymujemy, ukazany z perspektywy ówczesnej mentalności, wyostrzony, brutalny obraz zdegradowanych relacji międzyludzkich. Uważny widz z przerażeniem dostrzeże w nim kalkę współczesnych stosunków.
Aferim!, reż. Radu Jude, prod. Czechy, Francja, Bułgaria, Rumunia, 108 min