Nie dość, że „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” to zgrabnie sfilmowana sztuka teatralna, to na dodatek wygląda ona na wirtuozerską odpowiedź na przyciężkawy „Dzień świra” Marka Koterskiego. Zamiast upokarzającej psychoterapii nienawidzącego świata inteligenta, Zelenka proponuje melancholijny portret kilku pokoleń Czechów, którzy rozkosze wolności i demokracji zamienili w kultywowanie własnych obsesji i dziwactw.
Emerytowany lektor socjalistycznych kronik z wdziękiem papugi recytuje w salonach sztuki nowoczesnej zapamiętane teksty o osiągnięciach komunistycznej gospodarki. Znudzona para małżeńska może uprawiać seks tylko na oczach sąsiadów. Rozwiedziony inżynier czuje się szczęśliwy tylko, gdy współżyje z lalką z seks shopu. Zaś przeżywający załamanie nerwowe trzydziestoletni bohater udowadnia swoją miłość do ukochanej, przejeżdżając kilkadziesiąt kilometrów wózkiem widłowym z lotniska pod jej dom.
Nieciekawa w opisie, kompletnie niefilmowa fabuła rozkwita na ekranie w nieoczekiwany sposób, tworząc kameralny, poetycki, podszyty egzystencjalną trwogą, zabawny obraz samotnych ludzi, poszukujących własnej tożsamości w nie mniej rozpaczliwy sposób jak uczuć.