Ciekawe jest założenie, by filmem przygodowym przypomnieć o kolonistach belgijskich i o wyzysku w Kongu. Gorzej z wykonaniem, bo nie udało się bez zgrzytów połączyć niedoli ofiar z prostymi motywacjami Tarzana (we wcześniejszych filmach grali go często kulturyści, tu nieźle obsadzony Alexander Skarsgård). Nawet reżyser David Yates mówi, że na osobny film zasługiwałaby historia wojskowego, który pierwszy zebrał w XIX w. dowody zbrodni na Kongijczykach. W tym filmie ów wojskowy – George Washington Williams (Samuel L. Jackson) – się pojawia, ale zredukowany do roli zabawnego kamrata. On i Tarzan przedzierają się przez dżunglę, by uratować Jane (słodka Margot Robbie), na którą w Kongu czekał porywacz mordujący różańcem z jedwabiu pajęczego – Léon Rom (przewidywalnie podły Christoph Waltz też gra postać autentyczną, do tego pierwowzór Kurtza z „Jądra ciemności”). Rzadkie sceny akcji w zamglonej dżungli przeplatane są regularnie sennymi powrotami do początków Tarzana. Nawet efekty specjalne są tu sporym rozczarowaniem, choć postęp technologii umożliwił nakładanie twarzy Skarsgårda na wygenerowanego komputerowo Tarzana skaczącego po lianach.
Tarzan: Legenda, reż. David Yates, prod. USA, 110 min