Jest w debiutanckim filmie Łukasza Grzegorzka coś pokoleniowo intrygującego: sprawdza, ile wolności zgodzą się oddać w zamian za poczucie stabilizacji, wejście na nowy poziom w stałym związku dzisiejsze 30-latki z wielkiego miasta. Dość beztroscy i wciąż zdeterminowani do realizacji swoich marzeń, które „Kamper” kreśli w sposób tyleż celny, co karykaturalny. Ona, Mania (Marta Nieradkiewicz), chce się doskonalić w sztuce kulinarnej u słynnego szefa kuchni (nieduża, ale mocna rola Jacka Braciaka), a najbardziej toby chciała mieć food trucka, wstawać rano, piec chleb i mieszać czarnuszkę z twarożkiem. On, Kamper (Piotr Żurawski), ma odpowiedzialne stanowisko w dynamicznie rozwijającym się zespole testerów gier wideo („Masz za mało doświadczenia, żeby użyć różdżki” – poucza pracowniczkę). To nie żart – branża rośnie w siłę, zdjęcia kręcone były zresztą w jednym z prawdziwych centrów testowych, a dialogi pokazują, że twórcy się znają na rzeczy i próbują na tę tematykę otworzyć polskie kino.
Praca w grach to kwintesencja tego, o czym się w pokoleniu marzy: zarabiasz na tym, co było wcześniej pasją, i nie zabijasz w sobie dziecka. A przedłużanie dzieciństwa staje się dla głównego bohatera celem samym w sobie i będzie napędzać uczuciowy konflikt, który jest dla tej opowieści wątkiem głównym, choć pewnie najbardziej przewidywalnym (w powietrzu wiszą bowiem dwie zdrady). „Kamper” to w terminologii komputerowych strzelanek ktoś taki, kto sobie ułatwia rozgrywkę i zmniejsza ryzyko, znajdując miejsce, w którym może się przyczaić i czekać, aż ktoś mu wejdzie pod lufę. Leń i spryciarz w jednym, nielubiany przez społeczność graczy. Jak się to przekłada na miłość? Na prawdziwe życie? Cóż, nawet dla tych, którym cały ten szkic życia młodych ludzi wyda się nieco kliniczny, a scenografia zbyt wymuskana, film Grzegorzka może się okazać ciekawy i cenny jako celna przenośnia.
Kamper, reż. Łukasz Grzegorzek, prod. Polska, 89 min