Zamknięte drzwi
Recenzja filmu: „Nieznajoma dziewczyna”, reż. Jean-Pierre Dardenne, Luc Dardenne
Kiedy ogląda się fotosy z „Nieznajomej dziewczyny”, zwraca uwagę pewien szczegół: na większości widzimy dwie osoby. Tak też będzie na ekranie, dramat rozgrywa się w kameralnych dialogach. Takie rozmowy bywają najtrudniejsze. W jednej ze scen zwierzający się bohater zwróci się do partnerki: Nie patrz tak na mnie, odwróć się! Historia zaczyna się w przychodni. Młoda lekarka (Adèle Haenel) udziela lekcji stażyście. Radzi, aby nie okazywał emocji wobec pacjentów i nie pozwalał im na zbyt wiele. Chcąc dać przykład stanowczości, nie reaguje na dzwonek do drzwi. Już przecież zakończyli pracę. Nazajutrz okaże się, iż dzwoniła niezidentyfikowana imigrantka z Afryki. Gdyby drzwi przychodni były otwarte, może nie zdarzyłaby się tragedia. Lekarka rozpoczyna prywatne śledztwo, starając się dowiedzieć, kim była nieznajoma.
Zamknięte drzwi nie uchronią nas przed problemami tego świata, zdają się mówić bracia Dardenne. To, co dzieje się na zewnątrz, zawsze nas dopadnie, dodatkowo uruchamiając poczucie winy – nie pomogliśmy, choć mogliśmy. Belgijscy reżyserzy (mający na koncie m.in. dwie Złote Palmy w Cannes) nie stawiają swych bohaterów w sytuacjach nadzwyczajnych, podobne historie zdarzają się na co dzień. Dlatego po wyjściu z kina możemy pomyśleć: przecież nam mogło się przytrafić coś podobnego. A może już się przytrafiło?
Nieznajoma dziewczyna, reż. Jean-Pierre Dardenne i Luc Dardenne, prod. Belgia/Francja, 106 min