„Może jest tu coś, czego wcześniej tu nie było” – to fragment jednej z bardziej znanych piosenek z „Pięknej i Bestii”. Musical wraca do kin po 26 latach od premiery animacji Disneya, tym razem w wersji łączącej efekty specjalne z grą aktorską. Ale sama opowieść pozostaje niezmieniona: Bella (spokojna, godna, romantyczna i dobrze przydzielona do tej roli Emma Watson) jest niezadowolona z perspektyw oferowanych przez małe francuskie miasteczko. A także z natarczywych oświadczyn wojskowego (jako Gaston dobrze bawiący się Luke Evans). Ona lubi książki (wypożyczane z parafii), on – akcje podjazdowe. Na domiar nieszczęścia ojciec Belli (Kevin Kline) zostaje uwięziony przez złowrogą Bestię w skrytym wśród lesistych wzgórz, nawiedzonym zamku. Bella występuje z propozycją, że to ona zamiast ojca pozostanie więźniem na zamku. Nie wie, że pod diablo wykręconym porożem i pazurami lwa skrywa się zaklęty książę (Dan Stevens). Nadal trwają w układzie więżący-więziona, gdy zaczynają coś do siebie czuć.
Piękna i Bestia, reż. Bill Condon, prod. USA, 129 min