Sprawa dotyczy procesu poszlakowego wytoczonego Krystianowi Bali oskarżonemu o to, że w brutalny sposób zamordował domniemanego kochanka swojej żony, a potem wszystko to opisał w grafomańskiej powieści kryminalnej „Amok”. Twardych dowodów zbrodni brakowało, uważny czytelnik nie mógł jednak nie dostrzec dziwnej zbieżności ustalonych w śledztwie faktów z wizją sadystycznego morderstwa zawartą w książce, które posłużyły czujnemu oficerowi policji do rozwikłania zagadki, a sądowi do skazania pisarza na 25 lat. Sensacyjną historię relacjonował nawet amerykański „New Yorker”, od razu też podziałała na wyobraźnię hollywoodzkich producentów, którzy zainteresowali nią Romana Polańskiego, by ostatecznie doprowadzić w zeszłym roku do powstania inspirowanego tamtymi wydarzeniami thrillera „Prawdziwe zbrodnie” w reżyserii Greka Alexandrosa Avranasa (pokazał go Warszawski Festiwal Filmowy). Wersja Kasi Adamik koncentruje się na szaleństwie i obsesyjnym pragnieniu sławy początkującego literata pozującego na wybitnego intelektualistę (Mateusz Kościukiewicz), próbującego zapędzić w kozi róg ścigającego go policjanta (Łukasz Simlat). W tym pojedynku tylko oficer śledczy wydaje się interesujący, ale i on poprzez schematycznie poprowadzony wątek trapiących go wyrzutów sumienia w końcu irytuje psychologicznymi uproszczeniami. Błędów obsadowych jest więcej. Delikatnej urody, wybitnie uzdolniona Zofia Wichłacz w roli demonicznej femme fatale porusza się w zupełnie innych rejestrach, niżby chciała reżyserka, co również nie ułatwia odbioru.
Amok, reż. Kasia Adamik, prod. Niemcy, Polska, Szwecja, 107 min