Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Film

Hymn improwizowany

Recenzja filmu: „Song to Song”, reż. Terrence Malick

Rooney Mara i Ryan Gosling w rolach muzyków rockowych zagubionych w erotycznych eksperymentach Rooney Mara i Ryan Gosling w rolach muzyków rockowych zagubionych w erotycznych eksperymentach Forum Films / materiały prasowe
Im częściej Terrence Malick staje za kamerą, tym większą konfuzję budzą jego filmy.

Im częściej Terrence Malick staje za kamerą, tym większą konfuzję budzą jego filmy. Ezoterycznego „Rycerza pucharów” (dwa lata temu prezentowanego w Berlinie) czy ulotnej „Wątpliwości” (oklaskiwanej wcześniej w Wenecji) żaden polski dystrybutor nie śmiał wprowadzić do kin. A przecież Malick to wielki mistrz, jego poetyckie światy hipnotyzują. Mienią się znaczeniami dopiero na wysokości jakiegoś gnostyckiego nadsymbolizmu, którego na żaden język, poza językiem religii i filozofii, przełożyć nie można. Filmowe poematy Amerykanina, przeplatane obrazami przypływów i odpływów, powiewów wiatru, pełzających żuczków, wędrujących w rozbawieniu ludzi, są unikatową, autonomiczną kreacją przemawiającą wieloma głosami, a ich sednem wydaje się cisza. Choć dla wielu to właśnie zachwyt nad pięknem i niepojętą mocą natury oraz ludzkiego życia stanowi ich znak firmowy.

Song to Song, reż. Terrence Malick, prod. USA, 129 min

Polityka 20.2017 (3110) z dnia 16.05.2017; Afisz. Premiery; s. 66
Oryginalny tytuł tekstu: "Hymn improwizowany"
Reklama