Tytułowy Aquarius to nazwa stylowej willi usytuowanej tuż obok atrakcyjnej, obleganej przez turystów plaży w brazylijskim kurorcie Recife w stanie Pernambuco. Niepasujący do modernistycznej architektury budynek należałoby wyburzyć. Stara się o to nieprzebierający w środkach deweloper, który chętnie widziałby w tym miejscu kolejny drapacz chmur z bajecznym widokiem na ocean. Problem w tym, że ostatnia lokatorka Aquariusa, emerytowana dziennikarka muzyczna, której trzy dekady temu udało się pokonać chorobę nowotworową (świetna rola Soni Bragi), uparcie odmawia wyprowadzki, gdyż dla niej to miejsce jest emocjonalnym sanktuarium, symbolem pamięci. Przedmioty zgromadzone w domu mają swoją historię, stanowią część jej tożsamości, odnoszą się do rodzinnej przeszłości. Konflikt nieobcy każdemu z nas, starszym widzom „Aquariusa” Brazylijczyka Klebera Mendonçi Filho może się kojarzyć z „Paciorkami jednego różańca” Kazimierza Kutza. Młodszym – z nierozwikłanym do dziś zabójstwem Jolanty Brzeskiej. Wartością filmu jest też to, że jego mocny antykorporacyjny wydźwięk nie przesłania psychologicznych ambicji, wręcz przeciwnie, odnosi się wrażenie, że to subtelny, nawet trochę zbyt szeroko szkicowany portret pokolenia silnych kobiet, latynoskich pionierek emancypacji i walki o demokrację z ludzką twarzą.
Aquarius, reż. Kleber Mendonça Filho, prod. Brazylia 2016, 140 min