Reklamowana jako czarna komedia „Cicha noc” bardziej przypomina gorzki dramat o problemach emigracji zarobkowej i kryzysie więzi rodzinnych. Budzącą litość, ciemną, ubłoconą polską prowincję (zdjęcia kręcono we wsi Pęglity w województwie warmińsko-mazurskim, w gminie Gietrzwałd) z miejsca traktuje się jak metaforę niemocy. Wielopokoleniowa rodzina zasiadająca wspólnie do improwizowanej w pośpiechu wigilijnej wieczerzy stanowi kwintesencję zbiorowej klęski. Od dekad nic się nikomu w niej nie udawało. Ludzie harowali, by wyrwać się z biedy, wyjeżdżali na Zachód, a potem było już tylko gorzej. Wracali, tracili złudzenia, zapijali się na śmierć, udając, że są nadal zgraną wspólnotą.
Debiutant Piotr Domalewski, reżyser i scenarzysta „Cichej nocy”, pokazuje cały ten splot nieudacznictwa, utrzymywanych pozorów oraz grozę społecznego wykluczenia z perspektywy młodego chłopaka po studiach, który jest uosobieniem nadziei. Chce założyć rodzinę, wyrwać się z opłotków, tak jak niegdyś jego ojciec marzy, by na obcej ziemi poczuć się człowiekiem, a nie wiecznie przegranym Polakiem. Nie wie tylko – albo udaje, że nie wie – że właśnie za granicą będzie się czuł jeszcze bardziej obco, a w kraju człowiekiem, choć to człowieczeństwo niepełne, blisko dna.
W delikatnej i poruszającej opowieści z fantastycznymi kreacjami właściwie całej bez wyjątku obsady nie czuje się żadnego fałszu. Chłodno, z czułością, reżyser unaocznia lęki wielu polskich rodzin. Sytuacje są jakby wzięte z życia. Dialogi finezyjne jak u Szczerka. Napięcie rośnie niepostrzeżenie. Mimo nadciągającej nieuchronnie katastrofy na pierwszy plan wysuwa się heroiczna walka o utrzymanie równowagi. Wszystko opiera się na osobistym doświadczeniu, na przeżytych emocjach, psychologicznej prawdzie. Wielką zasługą Domalewskiego jest też to, że udało mu się przedstawić ten świat bez nienawiści. Okrucieństwo pojawia się tu nie dlatego, że ludzie są źli z natury, tylko że im po prostu nie wychodzi. Przejmujące!
Cicha noc, reż. Piotr Domalewski, prod. Polska 2017, 97 min