Jak to się stało, że uniknął jej młody kanadyjski reżyser Jean-Marc Vallee i zamiast kolejnej telenoweli, nakręcił poruszający i wartościowy film? Bez wątpienia na sukces „C.R.A.Z.Y.” złożyło się znakomite aktorstwo głównego wykonawcy Marc-André Grondina, grającego nadwrażliwego, niepewnego swojej tożsamości płciowej młodzieńca, który przeżywa z tego powodu bolesny konflikt z ojcem. A także świetna ścieżka dźwiękowa z przebojami z lat 70., od „White Rabbit” Jefferson Airplane po „The Great Gic In The Sky” Pink Floyd.
Jednak najwięcej słów uznania należy się reżyserowi, perfekcyjnie panującemu nad tą barwną, pełną ciepła i emocji opowieścią o seksualnej odmienności i religijnym przebudzeniu. W „C.R.A.Z.Y.” czuje się nerw i autorską pasję; widać psychologiczną wnikliwość twórcy i jego chęć dzielenia się osobistym doświadczeniem; jest dystans do młodzieżowych subkultur, jest humor, bunt i widowisko na wysokim poziomie.