Zdradzeni przez życie
Recenzja filmu: „Kochankowie jednego dnia”, reż. Philippe Garrel
Czarno-biały, ułożony z rozmów i podpatrywania codziennych sytuacji inteligencki dramat o paradoksach i nietrwałości związków Philippe’a Garrela to jakby kontynuacja cyklu „komedie i przysłowia” albo wariant „opowieści moralnych” Érica Rohmera.
W „Kochankach jednego dnia” reżyser kontynuuje dzieło nowofalowych mistrzów we współczesnych dekoracjach, ogląda się je niemal do samego końca z uwagą, jak niektóre klasyki, do arcydzieła jednak mu daleko. Brak doświadczenia pięknych licealistek, ich zaskakujące wybory strategii życiowej splatają się tu (najczęściej jednak zaprzeczają) z przemyśleniami wykładowcy filozofii, traktującego swój zawód z iście francuską joie de vivre (studiowanie ksiąg to żaden rozwód z życiem). Profesor, którego gra Éric Caravaca, pytany o wierność, odpowiada bon motem, że to przywiązanie do rzeczy, które dla innych nie mają żadnego znaczenia – nieświadom, że za chwilę jego życie właśnie z tego powodu zamieni się w piekło.
Pytania nasuwające się w związku z poczynaniami bohaterów sprowadzają się do banalnego: dlaczego niezależnie od wieku kobiety i mężczyźni zdradzają się na potęgę? Na tym polega słabość i urok tej leciutkiej jak piórko, a przewrotnie romantycznej jak u Woody’ego Allena, impresji o wyniszczającej miłości, która nigdy nie bierze rozwodu z życiem.
Kochankowie jednego dnia (L’amant d’un jour), reż. Philippe Garrel, prod. Francja 2017, 75 min