Wściekły, zrodzony z poczucia bezsilności, nagrodzony w Cannes i nominowany do Oscara (w kategorii obrazów nieanglojęzycznych) film Libanki Nadine Labaki nosi znamiona plakatu politycznego, a jednocześnie jest tak delikatny i poruszający, że trudno zapanować nad emocjami po jego obejrzeniu. Historia osnuta jest wokół losu 12-letniego chłopca, który po ucieczce z rodzinnego domu odbywa odyseję po bejruckich slumsach. Autorka „Karmel” i „Dokąd teraz?” mierzy świat jego wrażliwością. Akcentuje „drobne cuda”: serdeczne gesty, akty współczucia i miłości. Jednocześnie mnoży obrazy patologicznych relacji, skazuje bohatera na gorzką egzystencję, nie szczędzi koszmarnej, upokarzającej nędzy dewastującej jego psychikę. Odwaga i determinacja dziecka próbującego za wszelką cenę zachować niewinność i stworzyć sobie azyl bezpieczeństwa służy reżyserce do zdemaskowania destrukcyjnej siły tradycji i całego systemu opierającego się na deptaniu ludzkiej godności, utrwalającego nierówności i czerpiącego korzyści z wyzysku i łamania podstawowych wartości. Wiele opisywanych sytuacji w „Kafarnaum” rani, ale chyba najbardziej scena w sądzie, gdzie 12-letni Zain (Zain Al Rafeea) pozywa swoich rodziców za to, że go w ogóle spłodzili.
Kafarnaum (Cafarnaum), reż. Nadine Labaki, prod. USA-Liban 2018, 120 min