Jej „Corpo celeste” i „Cuda” były opowieściami z pogranicza magicznego realizmu i ostrej krytyki społecznej. Trzecia fabuła „Szczęśliwy Lazzaro” to również ambitna baśń, w której cuda naturalnie sąsiadują z nieprzyjazną codziennością. Czas wydaje się podążać swoim oddzielnym, nielinearnym torem. Robotnicy rolni dla zabawy wzbudzają wiatr. Piękna organowa muzyka może zostać skradziona i wyfruwać z kościoła. Przewodnikiem po tym osobliwym wieloświecie, położonym wśród jaskrawo kolorowych, jakby z innej planety, wzgórz, jest tytułowy Lazzaro (Adriano Tardiolo), wiejski parobek, prostoduszny, naiwny chłopak na posyłki wykorzystywany zarówno przez swoich, jak i każących siebie nosić na królewskich fotelach posiadaczy ziemskich.
Historia została oparta na autentycznym skandalu ujawnionym w latach 80. ubiegłego stulecia przez włoską prasę. Pewna dama tytułująca się markizą urządziła gdzieś w środku spieczonego słońcem interioru zamkniętą plantację tytoniu. Pracownikom nie płaciła, utrzymując ich w przekonaniu, że to oni ciągle są jej winni jakieś pieniądze. Lata mijały, a markiza Alfonsina de Luna, zwana królową papierosów, nie przejmując się żadnym prawem i postępującym śledztwem, swój przekręt kontynuowała. W filmie pasterska osada nazywa się Inviolata. Główny wątek dotyczy groteskowej przyjaźni między Lazzaro a przebiegłym chłopcem z dworu, który nagle znika i zaszywa się w pobliskich górach, chcąc wyłudzić od właścicielki okup za swoje rzekome uwolnienie z rąk porywaczy. Zapowiada się to dosyć enigmatycznie, a w miarę upływu czasu zagadkowość tylko się pogłębia. Tym bardziej że reżyserka stara się rozciągnąć filmową czasoprzestrzeń na tyle, by uczynić z niej uniwersalną metaforę wiecznej krzywdy, pańszczyzny oraz wyzysku Dobra. Wielowymiarowość historii zaczyna jednak nużyć i choć cieszą oczy odniesienia do malarstwa Henriego Rousseau albo Chagalla, obraca się ona przeciwko filmowi.
Szczęśliwy Lazzaro (Lazzaro felice), reż. Alice Rohrwacher, prod. Włochy, Francja, Niemcy, Szwajcaria 2018, 125 min