Film

Sex w Brnie

◊ ◊ ◊ ◊

Obśmiewa się w niej mit o potencji seksualnej Czechów. W konfrontacji ze światem reklamy, sitcomów i uspokajających danych statystycznych, mówiących o imponującej liczbie stosunków odbywanych przez obywateli drugiego co do wielkości miasta naszych południowych sąsiadów (około stu tysięcy w ciągu nocy), autorzy pokazują, jak wygląda prawdziwe życie erotyczne mieszkańców pewnej kamienicy.

Oprócz wspomnianych bohaterów: opóźnionego w rozwoju kulomiota oraz brzydkiej i straszliwie zakompleksionej sprinterki, którzy wprost palą się, by pójść ze sobą do łóżka, mamy tu całą galerię dziwaków i zdrowo stukniętych postaci, których zachowania nie tyle bawią, co wywołują zażenowanie. Są wśród nich m.in. niedowartościowany statysta grywający na prowincjonalnej scenie dzikie zwierzęta w przebraniu, jest dziewczyna przyciągająca do siebie mężczyzn z komplikacjami (np. masochistę, każącego walić się w pośladki rurą od odkurzacza) i wiele innych barwnych postaci, które łączy to, że bezskutecznie starają się znaleźć receptę na przyjaźń, szczęście i miłość, a przy okazji zaspokoić swoje nietypowe upodobania seksualne.

Podobnie jak w filmach czeskiej nowej fali z lat 60. akcja sprowadza się do podpatrywania nieporadnych zachowań ludzi i opisów pustych momentów w życiu, po to, aby widz boleśnie odczuł na własnej skórze magmowatą, egzystencjalną nudę, z jaką zmagają się protagoniści. I choć mniej więcej po godzinie wszystko już jest jasne, włącznie z zakończeniem, reżyser Vladimir Moravek rozciąga niemiłosiernie swoją opowieść do pełnego formatu, licząc na jakiś cud, który zresztą się zdarzył, bo ku mojemu zdumieniu jego kinowy debiut spotkał się nad Wełtawą z doskonałym przyjęciem.

Dwa lata temu „Sex w Brnie” otrzymał aż trzy nagrody na festiwalu czeskich filmów (za reżyserię, scenariusz i najlepszą rolę męską) i stał się tam ekranowym przebojem. W polskich kinach cud się raczej nie zdarzy.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dyrektorka odebrała sobie życie. Jeśli władza nic nie zrobi, te tragedie będą się powtarzać

Dyrektorka prestiżowego częstochowskiego liceum popełniła samobójstwo. Nauczycielka z tej samej szkoły próbowała się zabić rok wcześniej, od miesięcy wybuchały awantury i konflikty. Na oczach uczniów i z ich udziałem. Te wydarzenia są skrajną wersją tego, jak wyglądają relacje w tysiącach polskich szkół.

Joanna Cieśla
07.02.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną