O niespodziankach w stylu morza krwi wylewającego się z ekranu można śmiało zapomnieć. Reżyser i scenarzysta Kanadyjczyk Courtney Solomon zadbał, by scen rozszarpywania, ćwiartowania, względnie pożerania ludzkich szczątków było tu jak najmniej. Zabawę gwarantuje solidnie zbudowana akcja, oparta ponoć na faktach z początku XIX w., sprowadzająca się do opisu skutków rzuconej przez czarownicę klątwy.
Mamy więc nawiedzony dom w miasteczku Pioneer w stanie Tennessee, w którym zamieszkuje wielodzietna, szanowana rodzina oraz ciemne moce pastwiące się nad córką państwa Bell. Mimo najrozmaitszych prób okiełznania i wypędzenia demona kilkunastoletnia dziewczynka poddawana jest coraz wymyślniejszym torturom. Zaczyna się dość niewinnie, jak w „Egzorcyście”, od unoszenia i wirowania dziecka na łóżku, a kończy zaskakującą, bo uzasadnioną psychologicznie rodzinną jatką, której szczegółów nie będę zdradzał, żeby nie psuć (względnej) przyjemności oglądania.
Rodziców biednej ofiary grają wytrawni hollywoodzcy aktorzy: Donald Sutherland oraz Sissy Spacek – i już sama ich obecność powinna nobilitować film. Niestety, tak się nie dzieje, bo reżyserowi najwyraźniej zabrakło pomysłu na wykorzystanie ich nieprzeciętnych umiejętności.