San Fernando to jedno z najpiękniejszych miejsc wakacyjnych, w „Między morzem a oceanem” poznajemy jednak ten region Andaluzji z perspektywy slumsów, nieszczęścia i bezrobocia. Jeden z dwóch braci ma za sobą dwukrotne próby samobójcze i wychodzi właśnie z więzienia, do którego trafił za dilerkę, zdradzony przez własną rodzinę. Drugi, żeby zapewnić swoim bliskim godne życie, znów musi się zaciągnąć do marynarki, bo nie stać go na założenie wymarzonej piekarni. Smutek tego filmu jest obezwładniający. Widz musi przygotować się na bite dwie godziny obrazów duchowych rozterek mężczyzn rozpaczliwie walczących o utrzymanie się na powierzchni, zmagających się z poczuciem winy i niedającym spokoju pragnieniem wyrównania rachunków z zabójcą ich ojca. Snuta niespiesznie opowieść utkana jest z poetyckich retrospekcji i żywiołowych jak flamenco scen skąpanych w ciepłych barwach końca lata, podkreślających wysokie ambicje reżyserskie Isakiego Lacuesty, słusznie uhonorowanego Złotą Muszlą na festiwalu w San Sebastian.
Między morzem a oceanem (Entre dos aguas), reż. Isaki Lacuesta, prod. Hiszpania 2018, 136 min