Jak improwizacja
Recenzja filmu: „Ikar. Legenda Mietka Kosza”, reż. Maciej Pieprzyca
„Nie był pomnikiem, tylko normalnym facetem ze swoimi licznymi zaletami i wadami. Muzycy go podziwiali, ale się go bali” – deklaruje reżyser Maciej Pieprzyca. I dokładnie w ten sposób, wraz ze swoją samotnością, nałogami oraz brakiem miłości, jawi się w jego filmie genialny pianista Mieczysław Kosz. Buntownik z zamojskiej wsi, podążający za swoimi marzeniami, który chciał grać jazz, żyć po swojemu – mimo choroby i nieopuszczającego go pecha. Gra go fenomenalnie Dawid Ogrodnik, też swego czasu pianista, który inspiracji do tej roli szukał w występach najlepszych, m.in. Keitha Jarretta i Billa Evansa. „Ikar”, nagrodzony w Gdyni m.in. Srebrnymi Lwami za zdjęcia, muzykę i kreację aktora, nie jest typową biografią kręconą w hołdzie wielkiemu artyście.
To refleksyjna, nerwowa, skomponowana niczym improwizacja jazzowa opowieść o niewidomym, zapomnianym dziś muzyku, który zginął tragicznie 46 lat temu. Pieprzyca prowadzi fabułę dygresyjnie, wielotorowo, wracając i rozwijając główny wątek: pasji do muzyki zamykającej bohaterowi dostęp do bliskości z ludźmi. Skupia się również na losach innych gwiazd (Adama Makowicza świetnie zagrał Piotr Adamczyk), tworząc słodko-gorzką, intymną panoramę zmarnowanych talentów peerelowskiego skansenu.
Ikar. Legenda Mietka Kosza, reż. Maciej Pieprzyca, prod. Polska, 119 min
Sylwetkę Mietka Kosza przedstawiamy w tekście Mirosława Pęczaka: Grając, widzę.