Utrzymane w ekspresyjnych odcieniach czerni i bieli mroczne widowisko Roberta Eggersa przypomina surrealistyczny sen rozgrywający się w głowie tracącego przytomność rozbitka, przerażonego nadejściem tego, co nieuchronne. To jakby rozpisana na głosy oda ku czci tajemnicy, której próba poznania wywołać może tylko i wyłącznie katastrofę. Śledzenie paranoicznej akcji polegającej na zadręczaniu się dwóch samotnych dusz: starego, budzącego postrach wilka morskiego pilnie strzegącego dostępu do światła położonej na odludziu latarni morskiej (Willem Dafoe) oraz jego smutnego pomocnika, za którym się wlecze jakaś klątwa niebios (Robert Pattinson), daje poczucie hipnotycznego, systematycznego osuwania się w fascynująco piekielną czeluść. W pewien sposób zbliża to film do poziomu horroru, którym „Lighthouse” jednak nie jest – mimo nadciągającego sztormu, coraz bardziej agresywnych libacji alkoholowych, dotkliwej dla opętanych bohaterów nieobecności kobiet i niemożliwości rozładowania przez nich napięcia seksualnego, czy mimo umiejętnie podkręcającej grozę ścieżki dźwiękowej.
Lighthouse, reż. Robert Eggers, prod. USA, Kanada, 110 min