Koniec legendy
Recenzja filmu: „Psy 3. W imię zasad”, reż. Władysław Pasikowski
Władysław Pasikowski, bacznie przyglądając się w poprzednich częściach „Psów” kryzysowi wartości, stawał się jednocześnie gorącym orędownikiem ich czystości i prawdziwości. Był idealistą i romantykiem w przebraniu szydercy i macho. Feministki wprawdzie kpiły, że treścią filmów są fantazje nastolatka na temat męskości, zapominając, że w klasycznych westernach albo w gatunkowym kinie sensacyjnym po prostu taka obowiązuje konwencja. Pasikowski odniósł sukces, bo pokazywał to, czego większość wtedy jeszcze nie rozumiała – że Polska lat 90. nieodwołalnie się zmieniła, a kręgosłup moralny dobrego esbeka może ważyć nawet więcej niż kombatancka tradycja solidarnościowa. I to było ciekawe.
W trzecich „Psach” chodzi już wyłącznie o zabawę w zabijanie. To kino warsztatowo ulepione ze stereotypów, anachroniczne, lepsze od kina Vegi, ale równie odkrywcze jak „Solid Gold” Bromskiego. Psychologii jest tu tyle, ile wrzasku i histerii w aktorstwie Cezarego Pazury niepotrafiącego uwiarygodnić motywacji postaci, którą gra. Brakuje prowokacyjnego spojrzenia na rzeczywistość. Czas jakby stanął w miejscu.
Psy 3. W imię zasad, reż. Władysław Pasikowski, prod. Polska, 119 min