Zapowiada się jak film o jazzie, nie jest to jednak film o jazzie. Wprawdzie Joe Gardner, niezrealizowany pianista pracujący jako nauczyciel muzyki, dostaje nagle życiową szansę występów na scenie, to jednak nie zrobi się z tego animowana wersja „La La Landu”. Bardziej już próba kontynuacji „W głowie się nie mieści” Pixara, tylko taka, w której wątki nadprzyrodzone wypychają twardą wiedzę o ludzkim mózgu. Gardner trafi na krótko do zaświatów, a za chwilę – wskutek pomyłki – do Przedświatów, czyli takiego życia przed życiem, krainy, w której kształtują się młode dusze. Brzmi to trochę jak wyobrażenie ruchów pro-life, tyle że Boga w tym nie ma, są poklejone ze sobą elementy różnych religii Wschodu i Zachodu, a do tego klimat kosmicznej naukowości. Nasz bohater musi się tu odnaleźć na powrót w roli nauczyciela i przekonać krnąbrną młodą duszę, że w ogóle warto się tym ziemskim życiem zainteresować.
Co w duszy gra, (Soul), reż. Peter Docter, prod. USA, 106 min