Wracaj, unikaj
Recenzja filmu: „Zabij to i wyjedź z tego miasta”, reż. Mariusz Wilczyński
To nie jest animacja dla młodych ludzi. Nie dlatego, że mierzy się z upływem czasu i pamięcią o zmarłych – bo to akurat temat bliski każdemu bez względu na wiek. Wilczyński wykreował (właściwszym słowem byłoby: skomponował) hermetyczną, w pełni czytelną jedynie dla starszych, niesłychanie oryginalną przestrzeń, której centrum stanowi nieistniejąca już Łódź z lat 60. ubiegłego wieku, a przewodnikiem po niej uczynił swoje skołatane serce. Labirynt znaków i symboli odwołuje się do bardzo intymnych przeżyć. Wilczyński ułożył go jakby w formie wersów i strof. Kręte ścieżki zastąpił pętlami czasowymi. Zegary chodzą do tyłu, wydarzenia wracają do punktu wyjścia, postaci (czasami tego nieświadome) patrzą na siebie z różnych perspektyw czasowych, umarli rozmawiają z żywymi. Starość zlewa się z dzieciństwem, dojrzałość z beztroską, wszystko płynie koliście – od melancholii i smutnej teraźniejszości ku wypełnionej śmiercią przeszłości i przyszłości. Demiurgiem (podmiotem lirycznym) jest oczywiście sam reżyser. Depresyjne obrazy szkicowane charakterystyczną ciemną kreską powstają w jego głowie. Wilczyński, a właściwie jego cierpienie, bezsilność – różne emocje – dyktują osobliwe ciągi wydarzeń. Nie są to klasyczne wspomnienia.
Zabij to i wyjedź z tego miasta, reż. Mariusz Wilczyński, prod. Polska, 88 min