Olśniewający debiut fabularny Hu Bo, klasyczny przykład slow cinema, ma siłę poruszania serc i działa na wyobraźnię mocniej niż większość pokazywanych obecnie filmów czy seriali. W blisko czterogodzinnej sadze rozgrywającej się w jednym z przemysłowych miast na dalekiej północy Chin widać ambicję opisania bezwzględnych reguł rządzących relacjami międzyludzkimi, zwłaszcza rodzinnymi, w możliwie jak najsubtelniejszy sposób. Tak jakby o kłamstwie, przemocy, zdradzie i fałszywie rozumianym honorze opowiadał nadwrażliwy i bardzo świadomy poeta wychowany na kinie Beli Tarra. Wielopokoleniowa historia obejmuje przeważnie ludzi bez perspektyw, którym stale brakuje środków do życia. Łączy ich pewien incydent w szkole. Siedemnastolatek zostaje oskarżony o kradzież telefonu komórkowego, na którym znajdują się kompromitujące nagrania jego rówieśników, ale nie tylko. W tle – zemsta oraz pragnienie ucieczki z zatrutego rozkładem i śmiercią świata. To film o straconej młodości, darwinizmie społecznym, przekazywanym wirusie nienawiści i okrucieństwa, nieosiągalnych marzeniach uosabianych przez tytułowego słonia – regionalnej atrakcji turystycznej dręczonej przez oprawców.
Siedzący słoń (An Elephant Sitting Still/Da xiang xi di er zuo), reż. Hu Bo, Chiny 2018, 234 min, Nowe Horyzonty VOD