Pamiątki po awangardzie
Recenzja filmu: „The Velvet Underground”, reż. Todd Haynes
Ego Lou Reeda wystarczyłoby, żeby wypełnić pełnometrażowy dokument, jednak Todd Haynes – dla którego muzyka zawsze była olbrzymią inspiracją, wystarczy przypomnieć jego filmy „Idol” czy antybiografię Boba Dylana „I’m Not There. Gdzie indziej jestem” – nie pozwolił, by ekran zdominowała postać lidera The Velvet Undergound. Owszem, Reed oraz John Cale są tu w centrum uwagi, jednak reżyser równie chętnie oddaje głos innym bohaterom nowojorskiej bohemy. Haynes wpisuje bowiem portret jednego z najbardziej wpływowych zespołów w historii rockowej alternatywy w znacznie szerszy kontekst. Nie byłoby wszak Velvetów, gdyby Nowy Jork lat 60. nie był kipiącą energią i pomysłami (a także zasilaną psychodelikami i heroiną) mekką awangardy, magnesem dla twórców poszukujących, obrazoburców i prowokatorów rzucających – zgodnie z duchem czasów – wyzwanie skostniałej, mieszczańskiej kulturze.
The Velvet Underground, reż. Todd Haynes, prod. USA, 110 min, Apple TV+