Rozpowszechnianie tego filmu w naszym kraju może okazać się sporym wyzwaniem. „Benedetta” to młot na hipokryzję Kościoła. Bohaterką jest wyjątkowo silna i ambitna zakonnica żyjąca w XVII w. w Toskanii, uznana przez otoczenie za świętą. Oddana przez zamożną rodzinę w wieku 9 lat do żeńskiego zakonu teatynów w Pescii, Benedetta Carlini (postać autentyczna) miała wizje: ukazywał się jej Jezus ukrzyżowany, scałowywała krew i rany Syna Bożego, mówiła jego głosem, by potem zostać wyklęta, stać się symbolem upadku i hańby Kościoła. Reżyser to wszystko skrupulatnie odnotowuje, tyle że w konwencji na pół żartobliwej. W żadne cuda nie wierzy. W rzekomych stygmatach zakonnicy widzi sprytne narzędzie do zdobywania władzy i uwodzenia. Dla bohaterki zaspokajanie pożądania było najważniejsze. Judith C. Brown, specjalistka od włoskiego renesansu, w głośnej (niestety nie u nas) książce „Akty nieskromne – życie zakonnic lesbijek w renesansowych Włoszech”, na podstawie której powstał scenariusz, nie rozstrzyga prawdziwości tych wizji. Inaczej czyni Verhoeven, kpiąc z religijnych mistyfikacji.
Benedetta, reż. Paul Verhoeven, prod. Belgia, Francja, Holandia, 127 min