Proste prawdy zawsze robią kolosalne wrażenie, zwłaszcza w czasach zamętu, a z takimi niewątpliwie mamy teraz do czynienia. W „Johnnym” mądrych słów i dobrych rad nie brakuje. „Nic nie zwalnia z obowiązku dbania o relacje z tymi, których kochamy”. „Najcenniejsza rzecz, jaką możemy dać drugiemu człowiekowi, to nasz prywatny czas”. „Jeżeli wierzycie w obraz Boga karzącego, to wolałbym, żebyście byli niewierzący”. Te i inne refleksje padają z ust księdza Jana Kaczkowskiego – znienawidzonego przez kurię, uwielbianego przez Polaków duchownego m.in. właśnie za to, że swoją prostolinijnością i krytyką skostniałej instytucji Kościoła dawał przykład, jak – mimo śmiertelnej choroby – pomagać umierającym ludziom, odnajdując w tym sens. Film o niepokornym księdzu, współzałożycielu hospicjum w Pucku, który według Adama Bonieckiego „uratował honor polskiego kapłaństwa”, łatwo mógłby się stać naiwną laurką. Zamiast tego mamy hit.
Johnny, reż. Daniel Jaroszek, prod. Polska, 119 min