Po „Historii piękna” i „Historii brzydoty” Umberto Eco zajął się listami i wykazami, które znaleźć można w sztukach wizualnych i w literaturze. Bardzo często autorzy wybierali tę formę, gdy chcieli opisać niemożliwe: całość świata, niezmierzone bogactwo zjawisk czy po prostu nieskończoność. Tak było począwszy od Homera i jego katalogu greckich okrętów aż po fantastyczne katalogi Borgesa.
Eco w „Szaleństwie katalogowania”, podobnie jak w poprzednich książkach, przygotował wciągającą antologię do czytania i do oglądania (album towarzyszył wystawie w Luwrze). Wyliczenie autorów i dzieł zajęłoby resztę tego omówienia. Dość, że możemy powoli smakować holenderskie martwe natury, pogodę u Dickensa, niewidzialne miasta Italo Calvino czy niesłychane wunderkamery (gabinety osobliwości), na które zapanowała moda w XVII w. Kolekcjonowano w nich najdziwniejsze okazy, począwszy od płodów w spirytusie, owadów, roślin, kości aż po urządzenia czy ryciny. „W swym szalonym eklektyzmie wunderkamera miała symbolizować marzenie o całkowitym poznaniu naukowym”. Z drugiej strony katalogi bywały też buntem wobec porządku, tak jak listy w „Gargantui i Pantagruelu” Rabelais’go, gdzie wylicza się choćby sposoby podcierania zadka. Eco nie podąża w swoim opisie chronologicznie, tylko dzieli katalogi na kategorie, m.in.: praktyczne, które mogą stać się poetyckimi, chaotyczne, listy oszołomień i lista nienormalna, która u Borgesa „osiąga punkt najwyższej herezji i bluźni porządkowi logicznemu”.
Katalogowanie łączy się z narastającym szaleństwem.