Dzierlatki z Orientu
Recenzja książek: Delphine Minoui, "Les Pintades à Téhéran" i Muriel Rozelier, "Une vie de Pintade à Beyrouth"
Czy życie codzienne kobiet w Oriencie różni się od życia kobiet na Zachodzie? Czy czador jest tylko symbolem opresji? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziemy w serii opisującej życie mieszkanek najsłynniejszych stolic świata. Po Paryżu, Londynie, Nowym Jorku czas na Teheran i Bejrut.
„Pintade” w języku francuskim oznacza perliczkę, ale jest to również żartobliwe określenie dziewcząt. W języku polskim chyba najlepiej to ornitologiczne wyrażenie oddaje słowo „dzierlatka”. Tak więc Delphine Minoui, dziennikarka francuskiego „Le Figaro”, z pochodzenia Iranka, w swojej książce z humorem opisuje życie teherańskich dzierlatek, które na swój sposób probują zachować godność i niezależność w ramach religijnych zakazów i nakazów wprowadzonych po rewolucji islamskiej.
Prowadząc na co dzień grę w „kotka i myszkę” z policją obyczajową - są najlepszym przykładem, że czador wcale nie musi ograniczać. Jednocześnie to właśnie młode Iranki są największymi kontestatorami władzy ajatollahów, od walki o zgodę na uczestniczenie w meczach piłkarskich (kobiety nie mają prawa wstępu na stadiony) po udział w manifestacjach przeciwko irańskiemu reżimowi. Jak zauważa autorka, „Widziany z zewnątrz Teheran przeraża, widziany od wewnątrz - fascynuje”. I dodaje: „Pod zasłoną pozorów świat kobiet osiągnął poziom wrzenia.”
Chociaż od czasu opublikowania książki w 2007 r. Delphine Minoui zotała zmuszona do opuszczenia Iranu, jej impresje na temat Iranek pozwalają lepiej zrozumieć sytuację w Iranie po wyborach prezydenckich w 2009 r., ale także są doskonałym uzupełnieniem „Persepolis” Marjane Satrapi.
Trochę inny wizerunek kobiety orientalnej można odnależć w najnowszym wydawnictwie w serii, czyli w „Życiu dzierlatki w Bejrucie” francuskiej dziennikarki Muriel Rozelier. Życie nocne, kredyt na operacje plastyczne, rozwód po libańsku, do czego służy karmel (chociaż to już częściowo wiemy z filmu Nadine Labaki „Karmel”)... Jest to trochę złośliwy, ale intrygujący obraz mieszkanek Bejrutu, miasta literalnie rozbitego między Wschodem i Zachodem, mikrokosmosu społeczeństwa libańskiego, w którego skład wchodzi osiemnaście wyznań i religii.
Obie książki zawierają też wiele praktycznych informacji i adresów, ale nie należy ich traktować jako przewodnika.
Dzierlatka z Teheranu czy Bejrutu będzie pracować tylko po to, żeby zaokrąglić swoje kieszonkowe, a nie dlatego, że od tego zależy jej egzystencja. Będzie uległa, ale tylko do czasu, kiedy osiągnie swój cel. Kobiety Orientu są fascynujące, gorące, trochę obłudne, a nawet makiawelliczne, ale na pewno spełnione. Z pewnością można się od nich wiele nauczyć.
(Ciekawe jak wyglądałby portret „Dzierlatek z Warszawy”?)
Delphine Minoui, Les Pintades à Téhéran. Chronique de la vie des Iraniennes, leur adresses, leur bons plans (Kronika życia Iranek, ich adresy, ich plany), Éditions Jacob-Duvernet, 2007
Muriel Rozelier, Une vie de Pintade à Beyrouth. Portret piquants des Libanaises (Pikantny portret Libanek), Calmann-Lévy, 2009; seria przygotowana pod redakcją Layla Demay i Laure Watrin