Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Książki

Fragment książki "Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi"

materiały prasowe
Nika pobiegła na górę, rozejrzała się i otworzyła zamek. Na strychu było... jakoś inaczej niż zwykle.

Szkoła, w której straszy

Nika pobiegła na górę, rozejrzała się i otworzyła zamek. Na strychu było... jakoś inaczej niż zwykle. Wzdrygnęła się z zimna i naciągnęła sweter na dłonie. Była już przecież późna jesień. Można się było tego spodziewać - strych nie był ogrzewany. Chwilę później, już przeglądając szafę przypomniała sobie, że gdy szła do szkoły było dosyć ciepło. Wzruszyła ramionami i wyciągnęła ręcznik oraz dwie książki. Trzecia, najmniejsza, gdzieś się zawieruszyła i dziewczyna musiała uklęknąć, by zajrzeć w najdalsze zakamarki. Chciała już stąd wyjść - czuła się dziwnie, jakby ktoś ją obserwował. Wreszcie znalazła książkę wetkniętą w sam koniec dolnej półki.

Gdy zeszła z drewnianych schodków, pewien szczegół przykuł jej uwagę - szkielet stał w innym miejscu... Potem zauważyła coś, co sprawiło, że serce na moment przestało jej bić. Szkielet stał sam, bez pomocy stojaka. Dobrze pamiętała grzechoczące kości, połączone drucikami, które bujały się luźno, gdy na początku roku szkolnego Felix przestawiał stojak. Szkielet bez podparcia nie miał prawa utrzymać pozycji pionowej.

Stała oniemiała dłuższą chwilę, gdy nagle szkielet wolno uniósł rękę i wykonał gruchoczący krok w jej kierunku. Upuściła książki. Wrzasnęła i rzuciła się w kierunku wyjścia. Słyszała za plecami klekot kości. Nie oglądając się, wypadła na schody, zatrzaskując za sobą drzwi. Zbiegła na parter i zdyszana zatrzymała się dopiero w hallu. Schylona, przez kilka sekund próbowała złapać oddech. Poprawiła nerwowo włosy, które opadały jej na twarz i uniosła głowę. Przed nią stał Ruben i gapił się na nią bezmyślnie. W porównaniu z Niką był wielki jak góra. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę, po czym chłopak zrobił jeszcze głupszą minę niż zazwyczaj, zmierzył ją wzrokiem z góry do dołu i powiedział:

- Dobrze, że masz takie buty.

Potem odwrócił się i odszedł swoim kaczkowatym krokiem. Felix z Netem przyglądali się całej sytuacji, stojąc przy sklepiku. Podeszli do rozdygotanej Niki.

- Dlaczego tak biegłaś? - zapytał Felix.

- To było straszne! - wykrztusiła. - Ten szkielet, na strychu...

- Znów cię prześladuje? Przestawiłem go dalej od naszej kwatery.

- On... próbował mnie złapać.

Chłopcy popatrzyli na nią podejrzliwie.

- Ciekawe, czy doktor Jamnik już przyjmuje? - zastanowił się Net, patrząc na zegarek.

- Lepiej nie - powiedział Felix. - Wykryje u niej rozdwojenie osobowości, a potem przepisze aspirynę i witaminę C.

- Mówię poważnie! - prawie krzyknęła Nika i zerknęła przez ramię na schody, jakby bała się, że szkielet zejdzie za nią aż tu.

Felix spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.

- Jak konkretnie chciał cię złapać?

- Wyciągnął rękę i zrobił dwa kroki - powiedziała dziewczyna, naśladując ten ruch. Popatrzyła na chłopców i opadły jej ramiona. - Wy mi nie wierzycie...

- Widzieliśmy tylko, jak zaczepiał cię Ruben - stwierdził Net. - Szkieletu to on nie przypomina. Powiedziałbym, że wprost przeciwnie.

- Nie zaczepiał mnie - odparła. - Gapił się tylko i powiedział, że mam dobre buty. Zapewne chodziło mu o to, że w pantoflach bym zleciała ze schodów.

- Ruben to przygas. - Net machnął ręką.- Ma pół mózgu. O wszystkim i tak decyduje Marcel... A właściwie... dlaczego ty zawsze chodzisz w tych martensach?

- Lubię je... - Wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok.

Felix zmarszczył czoło.

- Miał bardzo głupią minę - powiedział.

- Zawsze taką ma. Może pielęgniarka go upuściła, jak się urodził? - zastanowił się Net. - Dawno temu w szpitalach robili tak, że po urodzeniu matce zabierali dziecko. I oddawali dopiero, jak wychodziła do domu.

- Straszne... - wzdrygnął się Felix. - Jak tak sami je nosili, to co jakiś czas któreś im upadało...

- Przestańcie! - wrzasnęła Nika, aż połowa dzieci w hallu się odwróciła.

Chłopcy dopiero teraz zdecydowali się traktować poważnie jej słowa.

- Chodźmy na górę, zobaczymy - zaproponował Felix.

- Nie! - zaprotestowała. - Nie wejdę tam nigdy w życiu!

- Więc nie sprawdzimy, czy miałaś rację.

- Idźcie sami - powiedziała znacznie ciszej. - Bezpański szkielet buszujący po strychu rzuci wam się w oczy.

Chłopcy wzruszyli ramionami i zostawili Nikę w hallu. Podśmiewając się z dziewczyńskich strachów, zaczęli wchodzić po stopniach. Gdy został im już tylko ostatni bieg schodów, zaczęli iść wolniej. Z każdym kolejnym stopniem ich nastrój ulegał zmianie. Gdy stanęli wreszcie przed drzwiami na strych, nie mieli już chęci na żarty. Co innego wyśmiewać się ze szkieletu, stojąc w ruchliwym hallu, a co innego, gdy ma się zaraz ten szkielet zobaczyć.

- Wchodzimy razem - powiedział Felix.

- A jakby co, razem uciekamy - dodał Net.

- OK.


Pchnęli drzwi i ramię przy ramieniu weszli do środka. Felix wymacał kontakt i zapalił światło. Zakurzony i zagracony strych wyglądał normalnie, ale to wcale ich nie uspokoiło. Zrobili kolejny krok i następny. Doszli powoli do schodów prowadzących do ich kwatery.

- Zimno jakoś... - powiedział Net, zapinając się pod szyję. Z ust leciała im para.

Coś przesłoniło światło okna i zachrobotało metalicznie. Net prawie już zawracał, by wybiec, ale Felix przytrzymał go za rękaw.

- To tylko gołąb na parapecie - szepnął, wskazując półokrągłe okno.

Gołąb usadowił się wreszcie i przestał hałasować. Spojrzeli w głąb strychu. W półcieniach stał szkielet. W napięciu wpatrywali się w niego długą chwilę, ale nie poruszył się. Znajdował się na stojaku, tam, gdzie podczas porządkowania kwatery przestawił go Felix.

- Bolesław Łysy śpi na stojąco. - Net próbował żartem dodać sobie otuchy.

Weszli po schodkach, zebrali książki i ręcznik Niki, zawrócili i starając się nie spieszyć, doszli do drzwi. Poczuli wyraźną ulgę dopiero po dotarciu do drugiego piętra, gdzie było więcej uczniów.

- Chyba nas zaraziła - powiedział Net. - Odczuwam irracjonalną obawę przed powrotem do naszej kwatery.

- Ja też.

- Dziewczyńskie strachy... Z tym trzeba coś zrobić. Za bardzo lubię ten strych, żeby się go bać.

Felix zastanowił się chwilę.

- To proste - powiedział. - Jak Nika z nami tam pójdzie, to nie będziemy mogli się bać.

- Hm. Racja. Ona się będzie bała za nas.

Zeszli na dół i podeszli do Niki oczekującej ich przy portierni.

- Nic tam nie ma - zapewnił ją Felix. Oddał jej książki i uwalany w kurzu ręcznik.

Nika odgarnęła włosy wciąż opadające jej na twarz. Felix i Net zobaczyli, że dziewczyna płacze:

- Do tego zgubiłam spinkę do włosów.

- Tę srebrną? - zapytał Felix.

- Tak. To pamiątka po prababci... - chlipała. - Nosiły ją też babcia i mama...

- Pewnie jest na strychu - powiedział Net. - Chodź, poszukamy.

Nika, cofając się, pokręciła głową.

- Musisz to przezwyciężyć - dodał Net, kończąc w myślach ?i my też?. - Wrócimy tam i pokażemy ci, że wszystko jest OK. Bolesław Łysy stoi na swoim miejscu.

- Bolesław Łysy?

- Właśnie otrzymał imię. Nie będzie taki straszny.

Nika z ociąganiem wzięła go za rękę i pozwoliła się zaprowadzić w kierunku schodów. Dotarli na samą górę. Otworzyli drzwi i pewnym krokiem, choć z duszą na ramieniu, weszli w półmrok. Nika nerwowo ściskała rękę Neta, idąc krok za nim. Net czuł, że musi za wszelką cenę udawać, że się nie boi. Gołąb nadal drapał pazurami po parapecie, aż zęby bolały. Przez brudną szybę widać było zarys szybko poruszających się skrzydeł.

Spinki nigdzie nie było.

- Bolesław stoi tam, gdzie go zostawiliśmy na początku roku szkolnego - powiedział Net, wskazując ręką w głąb strychu.

Wszyscy spojrzeli we wskazanym kierunku. Ręka Neta zaczęła drżeć.

- Nie... - powiedział powoli i cofnął się o krok.

W półmroku, w miejscu, gdzie dwie minuty temu był szkielet, teraz stał tylko pusty stojak.

- Nie... - powtórzył Net i odwrócił się w kierunku wyjścia.

- Nie rozumiem tego... - powiedział Felix, patrząc na stojak. Poczuł, że Net szarpie go za rękaw i też się odwrócił.

- Mówiłam wam - powiedziała Nika i poczuła, że teraz Felix ją szarpie za rękaw. Odwróciła się.

Szkielet stał o własnych siłach w cieniu za ostatnim okienkiem. Niedaleko od drzwi, pod schodami prowadzącymi do ich kwatery. Trójka przyjaciół stała skamieniała, patrząc to na niego, to na drzwi. Gołąb ucichł niespodziewanie.

Mała kostka w małym palcu szkieletu drgnęła. Cała trójka wypadła z wrzaskiem na schody i zbiegła po kilka stopni naraz. Drzwi odbiły się od ściany i zatrzasnęły z łomotem.

Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną