Nowy tom Andrzeja Sosnowskiego, jednego z najciekawszych polskich poetów (poprzedni tom „Po tęczy” wyróżniono nagrodą Silesiusa), jak zwykle zwodzi, uwodzi i przede wszystkim skłania, by czytać go wielokrotnie, raz za razem. Kto chciałby się do lektury Sosnowskiego przygotować, temu dobrze przysłuży się książka wywiadów z poetą „Trop w trop”, która ukazała się niemal równocześnie.
Rozmówcą jest Sosnowski wybornym, za każdym razem nieco innym, świetnie dostosowuje się bowiem do zainteresowań i temperamentu interlokutora. Dzięki rozmowom czytelnik nieobeznany jeszcze z Sosnowskim szybko pojmie, że dobrze by było, gdyby porzucił tradycyjny sposób lektury i dumanie o tym, „co chciał powiedzieć poeta”, a zamiast tego „trop w trop” podążał za słowami. Bo to one wymuszają kolejne kroki, kolejne wersy. Nie sam jednak język jest tu ważny. Najbardziej interesujący jest moment, kiedy język i rzeczywistość „zbiegają się w jednym paśmie”.
Wiersze Sosnowskiego – jak zwykle – najeżone są aluzjami i cytatami. Poeta sam wskazuje tropy: pewną uczoną księgę, linki do utworów z YouTube, ale, uwaga, część odautorskiej noty jest oczywistą zmyłką, jeszcze jednym elementem poetyckiej inscenizacji: „Mój głos ma tyle warstw/sto warstw scenicznych szeptów i uskoków/zakamarków schodów wind” – czytamy w „poems”.
Dwa dłuższe utwory „zabawy wiosenne” i „dr caligari resetuje świat” uzupełniają drobne wiersze i didaskalia z tragedii antycznej, a w rytmie i tonacji całości odbija się współczesność „jałowo intensywna” i „infantylnie frenetyczna” – jak określił to sam poeta.