Nadkomisarz Drwęcki jedzie do Katowic
Recenzja książki: Konrad T. Lewandowski, "Śląskie dziękczynienie"
Nasi autorzy kryminałów retro szczególnie upodobali sobie okres międzywojnia, łącząc często kryminalne intrygi z formułą powieści miejskiej. Konrad T. Lewandowski, którego cykl powieści kryminalnych osadzony został w latach 20. XX w., wybrał nieco inne rozwiązanie, każąc swojemu bohaterowi prowadzić sprawy w różnych miastach.
„Śląskie dziękczynienie” jest piątą książką z serii kryminałów o nadkomisarzu Drwęckim. Błyskawiczną karierę zawdzięcza on nie tylko niezwykłej skuteczności w pracy śledczej, ale do pewnego stopnia również znajomościom z ludźmi z kręgu Ziemiańskiej. Jednym z jego przyjaciół jest pułkownik Wieniawa-Długoszowski. Owe znajomości tym razem wpędzają go w nie lada tarapaty. Zostaje oddelegowany do Katowic. Oficjalnie ma poprowadzić szkolenie miejscowych policjantów. Nieoficjalnie – skłonić Wojciecha Korfantego, aby ten zaprzestał ataków na sanacyjne rządy. Jego prawdziwe problemy zaczynają się w momencie, kiedy okaże się, że w kryminalną sprawę zamieszane są prominentne persony.
W kryminałach Lewandowskiego bardzo istotna jest warstwa historyczno-obyczajowa, ale autorowi nie zawsze udaje się wiarygodnie oddać specyfikę miasta, które wybiera na miejsce akcji. Tak było w poprzedniej części cyklu „Perkalowym dybuku” – obraz przedwojennej Łodzi jest w tej powieści blady, stereotypowy. „Śląskie dziękczynienie” jest pod tym względem o niebo lepsze. Pisarzowi udało się ciekawie przedstawić realia i problemy przedwojennego Śląska. Co więcej, Lewandowski całkiem sprawnie posłużył się w nowej powieści elementami gwary śląskiej. Choć, jak podejrzewam, rodowici Ślązacy będą wyklinać pisarza za to, że przedstawił Korfantego jako cynicznego gracza politycznego, który stosuje w praktyce zasadę „cel uświęca środki”.
Konrad T. Lewandowski, Śląskie dziękczynienie, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2010, s. 267