Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Fragment książki "Historia mojego upadku"

Wydawnictwo Prószyński i S-ka Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Tak naprawdę poza własnym gabinetem i salą operacyjną zdumiewająca większość lekarzy z mojego pokolenia staje się po prostu nadzwyczajnymi jełopami, których horyzonty myślowe wyznacza idiotyczna treść serwisów informacyjnych TVN-u.

Nienawidzę telefonów, pomyślałem w chwili, gdy przenikliwy sygnał poszatkował mój sen na cienkie, bezkształtne kawałki. Prawdę rzekłszy, nie znoszę wielu rzeczy, bez których tak zwany człowiek nowoczesny nie potrafi się obejść, na przykład telewizji, którą zresztą nałogowo oglądam, albo samochodu, z którego jednak, z racji swojego zajęcia, nie jestem w stanie zrezygnować. Ale wśród wszystkich perfidnych wytworów ludzkiej przemyślności, pośród przewrotnych wynalazków mających rzekomo ułatwiać nam życie, w rzeczywistości zaś czyniących je jeszcze bardziej nieznośnym, telefon zajmuje według mnie absolutnie poczesne, niepodważalne, całkowicie odrębne miejsce. Telefon bowiem nie tylko odbiera wolność, nie tylko zniewala człowieka, czyniąc go zakładnikiem czyichś kaprysów lub niepohamowanej gadatliwości, ale bez dwóch zdań jest też, żeby tak powiedzieć, zabójczą machiną balistyczną, katapultą, która bez żadnego umiaru miota w niczego niespodziewającą się ofiarę złe wieści, tragiczne informacje, zamieniając egzystencję każdego z nas w permanentną katastrofę in potentia.

Dzwonek telefonu budzi we mnie autentyczną grozę, powodując, że żołądek kurczy mi się gwałtownie w przeczuciu nadchodzącego nieszczęścia. Za każdym razem, kiedy słyszę długie, przenikliwe jęki, które tną powietrze na długie paski niepokoju, biję się z sobą w myślach, z jednej strony pragnąc jak najszybciej stanąć twarzą w twarz z nową klęską uwarzoną w infernalnym kociołku świata, z drugiej zaś za wszelką cenę chcąc odroczyć to, co nieuniknione. Zwykle udaje mi się zwalczyć pokusę, aby podnieść słuchawkę. Zwłaszcza z samego rana nie mam bynajmniej ochoty stawiać czoła bezzasadnym pretensjom świata. Odwracam się do ściany, po ósmym bądź dziewiątym dzwonku aparat wreszcie milknie. Ale już nie zasnę, nie ma na to najmniejszych szans.

Reklama