Portret minionego wieku
Recenzja książki: Tadeusz Różewicz, "Wycieczka do muzeum"
W nowym zbiorze opowiadań Tadeusza Różewicza znajdziemy utwory bardzo znane, takie jak chociażby tytułowa „Wycieczka do muzeum”, ale i teksty rozproszone, które ukazały się dotychczas tylko w czasopismach. Różewicz często układa starsze rzeczy w nowych konfiguracjach, dokonuje „recyklingu” tak, że wychodzi z tego nowa całość. Taki jest też ten zbiór opowiadań, w którym wątki autobiograficzne łączą się z historią zbiorową i, jak to u Różewicza, z satyrą.
Rzecz rozpoczyna się wspomnieniami i migawkami z dzieciństwa, znalazło się tu też wstrząsające opowiadanie „Tylko tyle” o śmierci starszego brata Janusza, którego zabrało gestapo, kiedy Tadeusz był w partyzantce. Bracia umówili się, że po wojnie spotkają się w Paryżu. Różewicz po wojnie trafia do Paryża, ale miasta nie widzi, czuje się martwy.
Kilka opowiadań w tym zbiorze pokazuje też stan całkowitego wypalenia, niemożności powrotu do życia, pustki i obojętności, którą pozostawiła po sobie wojna. „Przerażające są chwile, kiedy czuję, że nie istnieję” – myśli jeden z bohaterów. Ofiary też są nią zakażone: bohater opowiadania rozważa, że sam też mógłby wystrzelać ludzi pod ścianą. Z kolei „Wycieczka do muzeum” to mistrzowski obraz wizyty w Auschwitz wiele lat po wojnie złożony z samych głosów wycieczkowiczów: „Jak będziesz niegrzeczna, ciebie też tu zamkną” – straszy tatuś dziewczynkę.
Zmysł satyryczny Różewicza daje o sobie znać choćby, gdy portretuje Polaków za granicą, którzy wstydzą się pochodzenia czy babki ze wsi.