Edward Rubin z nowej powieści Joanny Clark „W cichym lesie Vermontu” (Norbertinum, 2010 r.) jest znanym pisarzem, co roku wydaje nową książkę. Oczy literackiej Ameryki zwrócone są w stronę stanu Vermont, gdzie mieszka na pustkowiu. Cierpi na cykliczne depresje, jest egotykiem i hipochondrykiem, ale wciąż otaczają go kobiety, ma bowiem urok i charyzmę. Ludzi ze swojego otoczenia umieszcza w książkach, wypytuje o historie rodzinne, by potem opowiedzieć je po swojemu. „Ludzie potrzebni są mu jako materiał powieściowy” – mówi jedna z postaci.
W tym portrecie czytelnik bez trudu odnajdzie rysy słynnego samotnika z Connecticut, czyli Philipa Rotha. Autorka powieści Joanna Rostropowicz-Clark, mieszkająca na stałe w USA autorka prozy „Romantyczka” i „Czemu cieniu odjeżdżasz...” i wykładowczyni na slawistyce, zna Rotha od lat, nie chciałaby jednak, by książkę czytano jak portret pisarza. – To jest fikcja literacka opowiadająca o zjawisku dość częstym w literaturze, o tym, jak wiele pisarz czerpie z rzeczywistości – mówi Clark. – Można w tej postaci widzieć wielu innych pisarzy, choćby Normana Mailera. Kiedy Orhan Pamuk wydał swój „Śnieg”, wiele osób miało pretensje, że karykaturalnie przedstawił znajomych. Pisarze zawsze tak robili: Flaubert w „Pani Bovary” też sportretował konkretną osobę. W mojej powieści ważnym tematem jest bunt pierwowzorów literackich przeciw pisarzowi, chcą się na nim zemścić, dochodzi do zbrodni – to wszystko, oczywiście, nie zdarzyło się naprawdę.
Rotha i Halinka
Główna bohaterka Natalia Cabot, polska emigrantka i profesor historii, zostaje wciągnięta w sprawy Rubina.