Pisarze wybitni, jak Salman Rushdie czy Bohumil Hrabal, i ci jedynie sprawni, jak Nick Hornby, często fascynują się piłką nożną. Dla niektórych staje się ona wielką inspiracją. Brat autora „Niesztuki”, Marton, grał w reprezentacji Węgier. Samemu Péterowi Esterhazyemu kariera piłkarska się nie powiodła, ale futbol od lat stanowi jeden z istotnych tematów jego książek. W końcu rzadko najważniejszym rodzicielskim napomnieniem bywa: „piłka zawsze będzie od ciebie szybsza”, a taką przestrogę kierowała ponoć do syna Lilike Esterházy.
To właśnie matka – obok futbolu – jest głównym bohaterem „Niesztuki”. Wielka dama, którą komunizm zmusza do pracy w fabryce włókienniczej, w piłce szuka ucieczki przed strachem, który nie opuścił jej od wejścia Sowietów w 1945 r. Złota drużyna z lat 50. – prywatnie jej przyjaciele – pomaga choć na chwilę o wszystkim zapomnieć. „Niesztuka” nie przynosi zaskoczenia. Esterházy porusza w niej tematy doskonale znane z poprzednich książek. Najważniejszymi z nich są rodzina i kreacja własnej mitologii. Narrator, alter ego pisarza, jak zawsze zmaga się z arystokratycznym rodowodem i opowiada swoją (nie)prawdziwą historię.
Nielinearna, fragmentaryczna narracja, intertekstualność (Hrabal, Lampedusa, Mann), metaliterackie dygresje i niepohamowany językowy żywioł, który zachwyca się samym sobą, odbierają nieco uroku powieści Węgra. Jego postmodernistyczna proza byłaby nowatorska przed kilkudziesięciu laty. Jeśli miałbym polecić książkę do czytania w przerwie między meczami tegorocznych mistrzostw świata w RPA, byłaby to raczej „Futbolowa gorączka” Hornby’ego niż „Niesztuka”. Jednakże obie przypominają, że piłka nożna jest czymś więcej niż sportem, jest zjawiskiem estetycznym, prawdziwą Wielką Opowieścią. W spalonym zaś można widzieć – jak Esterházy – „misterium, cud, genialność”.
Péter Esterházy, Niesztuka, przeł. Elżbieta Sobolewska, Czytelnik, Warszawa 2010, s. 240