Europejskie filologie nie są już – na szczęście – świątyniami narodowej tożsamości, jakimi były w XIX w. A profesorowie literatury nie są ani kapłanami narodowych sensów, ani sternikami życia literackiego. Nie rozstrzygają wielkich ideologicznych debat wokół powieści totalnej, realizmu mieszczańskiego, new historicism, nouveau roman czy postmodernizmu. Nie są też papieżami literatury, jakimi w powojennych Niemczech byli choćby Hans Mayer czy Joachim Kaiser, a u nas Kazimierz Wyka, Jan Błoński czy jeszcze niedawno Maria Janion, których eseje publikowane w prasie byłyby namaszczeniem nowych nurtów czy autorów.
Tamta literacka opinia publiczna już nie istnieje. Rozpadają się tradycyjne hierarchie pisarskie. Pogruchotane zostały narodowe kanony literackie. A demokratyzacja uczelni i spłaszczenie programów nauczania nałożyły się na rewolucję elektroniczną w mediach. Na studia humanistyczne przychodzi pokolenie Wikipedii, mało obyte z analizą klasycznych tekstów i lekturą kilkusetstronicowych prac z teorii literatury (szerzej piszemy o tym na s. 80).
Na ten swoisty analfabetyzm narzekali podczas dyskusji w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego profesorowie z Niemiec, Polski, Indii i Turcji. Ale – jak wynika z dramatycznego apelu Stanisława Bortnowskiego, opublikowanego w „Kwartalniku Polonistycznym” – nie są to lamenty wyłącznie germanistów. Tyle że w Niemczech spór wokół kryzysu niemieckiej nauki toczy się od lat w prasie codziennej i tygodniowej. Winnych szuka się w ewolucji elektronicznej, ale i w rewolcie młodzieżowej 1968 r., która obalała autorytety i dyskredytowała solidne mieszczańskie wykształcenie. W efekcie – alarmował w „Die Zeit” Ulrich Greiner – żadnego kryzysu germanistyki nie ma, ponieważ „nie ma już germanistyki.