Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Wielka bitwa i jej mity

Recenzja książki: Stephen Bungay, "Bitwa o Anglię"

materiały prasowe
Nie tylko o wielkiej historii, ale i o ludziach w nią wplątanych: politykach, dowódcach, prostych żołnierzach.

„Podczas walk myśliwskich najważniejszą rzeczą było strzelanie. Maszynę należało pilotować, patrząc przez celownik: trzeba było wręcz postrzegać siebie i swój samolot jako latający karabin. Cóż, niewiele to miało wspólnego z romantyzmem. Mieliśmy zadanie do wykonania, więc zwyczajnie robiliśmy swoje. Musieliśmy powstrzymać nieprzyjaciela, byliśmy jedynymi, którzy byli w stanie to uczynić” – tak swój udział w najsłynniejszej bitwie lotniczej w dziejach kwituje jeden z jej bohaterów, brytyjski pilot Bob Doe (po wojnie właściciel i pracownik równocześnie małej stacji benzynowej w hrabstwie Kent).

Już to świadectwo tyczące Bitwy o Anglię uderza w nośny w Wielkiej Brytanii (ale i w Polsce) mit traktujący lotnicze walki w kategoriach efektownych zmagań rycerzy przestworzy.

Stephen Bungay, pisarz i historyk wojskowości, w swojej monumentalnej rekonstrukcji tego kluczowego (obok Stalingradu) starcia II wojny światowej, burzy i inne nieporozumienia związane z wydarzeniami sprzed 70 lat. Opiera się przy tym nie tylko na relacjach świadków, ale i na ówczesnych materiałach prasowych czy analizach technologicznych używanego przez RAF i Luftwaffe.

Zastanawia się choćby nad szansami na zwycięstwo każdej ze stron. Odtwarza mechanizmy podejmowania decyzji w gabinetach oraz sztabach Londynu i Berlina (m.in. na podstawie nieznanych dotąd archiwaliów z obu krajów). Analizuje przebieg kluczowych starć (dla pasjonatów są m.in. liczne tabele ze statystykami tyczącymi bitwy, mapy obszaru zmagań, schematy samolotów itp.).

W efekcie nieporozumieniem okazuje się chociażby pokutująca wśród wielu Brytyjczyków (a będący efektem wieloletniej polityki historycznej, zapoczątkowanej jeszcze przez Churchilla) legenda o samotnym oporze dzielnych wyspiarzy.

Reklama