Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Książki

Fragment książki "Wąż w kaplicy"

materiały prasowe
Drzwi otworzyły się i do sali wtargnęła zwalista panna młoda - w białej sukni z welonem, z ogromną, mięsistą twarzą, teraz pożółkłą i sztywną. To nadal była twarz niemowlaka, ale martwego niemowlaka.

Na zagubionej wśród lasów stacyjce powitał nas szofer w mundurze.

- Pojedziemy do Treuburga samochodem terenowym - powiedział. Treuburg znaczy Wierna Twierdza, Twierdza Wierności.

Samochód terenowy okazał się czymś w rodzaju kanciastej metalowej dorożki o potwornej mocy. Na wypadek deszczu pojazd przykryty był brezentem - tego szczegółu pan Bogusz nie przewidział. Ruszyliśmy i czołgodorożka stała się czołgodorożkołodzią, bo zakołysała się na nierównościach leśnej drogi niczym jacht na falach. Falując i rycząc, pędziliśmy między zielonymi dębami.

- W przyszłym roku droga zostanie wyłożona betonowymi płytami - krzyknął do nas szofer, jakby się usprawiedliwiając. - Wszystkie drogi! Ucywilizujemy ten kraj!
- Jasne - powiedział Matthias Heinrich. - I zamiast się kołysać, będziemy podskakiwać. Zresztą cywilizujemy ten kraj już od setek lat i ciągle jest ciężko.
- Jakieś mroczne archetypy, mocno zakorzenione - zapytałem.
- Raczej głęboko zakopane w błocie, pod wodą. Obawiam się, że z naszej strony panowało, nadal zresztą panuje, błędne nastawienie

Uważa się, że tam, gdzie w psychice występują elementy podludzkie, nie trzeba się w ogóle grzebać. A ja uważam, że im bardziej “pod”, tym grzebać się trzeba głębiej. Psychika podczłowieka jest mniej skomplikowana niż człowieka, pewnie tak. Ale jest jeszcze bardziej nieobliczalna. Jak rozumiem, zakłada się, że pewnego pięknego dnia podludzie będą zbędni, bo pracę fizyczną będą wykonywać maszyny. To piękne marzenie, życzę, żeby się kiedyś spełniło, ale do tego czasu trzeba nimi jakoś rządzić! Żelazną ręką - ale w aksamitnej rękawiczce. A więc rozumiejąc i poznając coraz lepiej wszystkie sprężyny w tym popsutym, nie zawsze przewidywalnym mechanizmie.

- Ja się z tobą całkowicie zgadzam - odpowiedziałem. - Ale czy zgadza się twój kuzyn?
- On… No cóż, odwrotnie, jest nieobliczalny, bo nadludzki. Od razu ci powiem, cokolwiek by się działo, nie dziw się. No, może dziw się trochę, on to lubi, ale nie wybiegaj z wrzaskiem.
- Nie jestem aż tak strachliwy.
- Przepraszam. Nie powinienem był tak się do ciebie odezwać.
- Nic się nie stało.
- Jesteś bohaterem wojennym. Ranionym i odznaczonym.
- Daj spokój.

I wśród solennych przeprosin oraz zapewnień o wzajemnym szacunku dojechaliśmy do białego podłużnego domu, którego jasną elewację przecinały we wszystkie strony brązowe belki. Fasada z długim balkonem wychodziła na jezioro.
Nasz przerażający, nasz ujmujący gospodarz powitał nas na piętrze, w wielkiej sali bankietowej ze stołem równie długim jak balkon. Hermann Göring dosięgnął mnie, mojej świadomości, w trzech rzutach. Najpierw sylwetka: coś ogromnego, jakby pomnik siedział za stołem. Potem poczciwa twarz strapionego niemowlaka. W końcu śmiech, huczący, ale sztuczny.

- Kulawy! Kulawy! Wiesz, Matthias, że ja nie lubię kulawych.
- Raniony w boju. Jak ty - powiedział cicho Matthias.
- W boju? A gdzież to przedstawiciel pokojowego narodu Szwajcarów mógł być raniony w boju? Od stu pięćdziesięciu lat ten skrzętny ludek nie wysyła swoich najemników na zarobek!
- Byłem poddanym austriackim - powiedziałem.
- I gdzie pan walczył?
- Na froncie rosyjskim - odpowiedziałem. Wiedziałem, że to zabrzmi lepiej niż “w Polsce”.
- Odznaczony - dodał Matthias, jeszcze ciszej.
- Brawo. Brawo. Niech się pan nie obraża, ja po prostu lubię bezpośredniość. Ciekaw byłem bardzo, jak też wygląda tajny agent Junga, chcący zamawiać bydełko, nad świniami robić egzorcyzmy, czarować fletem szczury. Co?! Ha, ha!
- Rzeczywiście. - Uśmiechnąłem się. - To pewnie i śmieszne kłaść szczura na kozetce i robić mu psychoanalizę. Ale i pan, i ja byliśmy ranni w boju. I pan, i ja wiemy, że trzeba oszczędzać.
- Szczura?!
- Krew. Niemiecką krew. Jeżeli zapanujemy nad psychiką szczurów, to będziemy mogli nimi rządzić, nie narażając bezcennego materiału rasowego, jakim jesteśmy. Bez buntów, zamachów, dywersji. Pamiętajmy, że musimy się oszczędzać dla przyszłości naszej rasy. I dlatego, że czeka nas walka z o wiele silniejszym przeciwnikiem niż dotychczasowy.
- Myśli pan o Rosji? - Göring się zaśmiał. - Na razie nie ma mowy o wojnie, wręcz przeciwnie… A jeżeli przyjdzie co do czego, to zmiażdżymy Rosję, tak jak zmiażdżyliśmy Polskę. To też szczury, tylko większe.
- Myślę o Ameryce. I właśnie dlatego tak mi zależy, żeby przeprowadzić eksperyment na Polakach. Kiedy się na nich patrzy, widać, że to wyjątkowo tragiczna mieszanka. Jeden z częściej spotykanych typów to klasyczny owoc bastardyzacji: jasne włosy, wznoszące się nad azjatyckim świńskim ryjem lub orientalnym szczurzym pyskiem. Tak samo wygląda ich struktura społeczna - nieliczni prawienordycy wyłaniają się z tej hordy i wiodą ją do boju, oczywiście skazanego na porażkę, bo stado świń przegra z oddziałem ludzi, nawet gdy prowadzi je człowiek. Tragiczne jest to, że ci rasowo nam najbliżsi, którzy mogliby nawet zostać zgermanizowani, są właśnie naszymi najzaciętszymi wrogami. Są wierni polskości, bo są po nordycku ideowi - i najgęściej giną w tym boju, bo są po nordycku odważni: walczą na czele hordy, nie kryją się jak szczury. Moje badania być może będą również pomocne w odzyskiwaniu tego materiału rasowego… Ale najważniejsze jest co innego: po opanowaniu Starego Świata będziemy musieli zderzyć się z Ameryką. To prawdopodobnie nastąpi za jakieś pięćdziesiąt lat. Wtedy Ameryka stanie się tym, czym jest Polska dzisiaj, tylko na wiele większą skalę. Bastardyzacja, zżydzenie, zmurzynienie i zmeksykanienie sprawi, że powstanie tam szczurzo-świńskie, a właściwie szczurzo-świńsko-małpie stado, które tylko przywódców będzie mieć nordyckich. Istnieją inne czynniki upodobniające pseudokulturę polską i amerykańską. Obie tworzyły się w warunkach kresowych, w warunkach ekspansji na wielkie, puste przestrzenie. Stąd kult chaosu i samowoli. Badając dogłębnie psychikę Polaków, zrozumiemy lepiej, jak działa społeczeństwo bękarcie. To nam zastąpi dogłębne badania psychiki amerykańskiej, których nie możemy teraz przeprowadzić w skali istotnej…
- Niech pan wyjdzie - przerwał mi Göring.
- Słucham?
- Zapraszam pana na balkon.

Zapadał gorący, letni zmierzch. Po granatowiejącej tafli jeziora płynęły trzy łabędzie, jeden za drugim. Ściana lasu na przeciwległym brzegu szumiała, wielkie drzewa pochylały swoje obwisłe gałęzie aż nad samą wodę, szeleściły nad łabędziami, jakby nie mogły im się nadziwić.

Nagle jedna, druga i trzecia głowa odskoczyła-zniknęła, każda szyja kończyła się teraz zagiętym w dół prysznicem krwi, który zamalował białe ptasie korpusy na czerwono i czarno. Trzy szczęknięcia i gwizdy, trzy strzały. Göring odłożył karabin.

- Odkąd tu jestem, widzę, że co wieczór wypływają. I co wieczór pykam sobie trzy. Pewnie teraz chciałby zbadać pan moją psychikę?
- Raczej ich. Dlaczego ciągle wypływają?

Las za jeziorem zaczął szeleścić i skrzypieć coraz intensywniej, nawet piszczeć, zarośla poruszyły się raz i drugi - wreszcie wynurzyły się szeleszczące i piszczące pyski, o ile dobrze widziałem, wąsate. Któryś z wieśniaków spuścił czółno na wodę i ruszyli po swój krwawy połów. Aha - pomyślałem - w ten sposób Mazurzy, miejscowi pół-Polacy, żywią się ochłapami z krwawych igrzysk germańskiego pana.

Gdy wróciliśmy do sali, Göring zaczął pić, pił coraz więcej i więcej, aż w pewnym momencie wyszedł z sali.

- Jesteś psychoterapeutą. Zgadnij, co on teraz zrobi - powiedział po chwili Matthias Heinrich, też zresztą Göring.
- O nie. Ty jesteś przywódcą związku niemieckich psychoterapeutów i jego kuzynem, ty zgaduj.
- Ja nie muszę zgadywać, ja wiem.

Drzwi otworzyły się i do sali wtargnęła zwalista panna młoda - w białej sukni z welonem, z ogromną, mięsistą twarzą, teraz pożółkłą i sztywną. To nadal była twarz niemowlaka, ale martwego niemowlaka. Stworzenie opadło na fotel i półleżąc na nim, wygięło się w łuk, spojrzało samo sobie w czoło tak głęboko, że z oczu pozostawiło na widoku tylko białka. Przebrany w suknię ślubną Göring jakby składał się do grobu.

Po minucie odrodził się, chyba lepszy.

- Nie bój się, kulawku - zagruchał lepko. - Lubię cię. Mam dla ciebie w moim wielkim serduszku dużą słodycz. To tylko takie frontowe żarty.

Podskoczyłem, bo do sali weszli żołnierze. Przez sekundę byłem pewien, że to druga Noc Długich Noży - oddział wysłany do zwalczania degeneracji na szczytach władzy zabije mięsistą pannę młodą i nas, mimowolnych świadków - może wspólników? - zgorszenia. Ale to byli tylko kelnerzy w mundurach, ordynansi, którzy wnieśli na tacach trzy upieczone łabędzie korpusy. Zapachniało smakowicie i zrobiło się ohydnie.

- A czego symbolem jest łabędź? - z omdlałego cielska znów wydobył się głos.
- Czystości. Wierności - powiedział Matthias.
- W sam raz na ślub. - Nieżywa twarz otworzyła oczy. Tęczówki znów było widać, ale źrenic nie. Morfina - zrozumiałem, i w tej chwili jeden z umundurowanych fagasów postawił przede mną talerz z trzema surowymi, krwawiącymi jeszcze łabędzimi głowami.
- To dla pana, panie Issli - powiedziało martwe niemowlę w bieli. - Proszę, niech pan bada mózg bezmózgów, skoro pan tak lubi. Poprę pana starania o tę pańską placówkę badawczą, bo chcę, żeby miał pan stąd dobre wspomnienia.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną