Cóż za zbieg okoliczności! W mediach pełno jest informacji o burzliwych przemianach w Egipcie, a w obszernym opowiadaniu Henninga Mankella „Piramida”, publikowanym właśnie w serii „Zima z kryminałem”, Kurt Wallander trafia do Kairu. Leci tam, aby wyciągnąć z więzienia swojego zwariowanego ojca, który, łamiąc przepisy, próbował wspiąć się na piramidę.
Misja komisarza z Ystad kończy się szczęśliwie. Kurt nawet zaprzyjaźnia się z miejscowym policjantem... Ale to tylko poboczny wątek tekstu. Najważniejsza w opowiadaniu jest piramida organizacji handlującej narkotykami. Schyłek roku 1989. Niedaleko wybrzeża Szwecji rozbija się nieoznakowana awionetka. Niedługo potem w pożarze giną dwie leciwe siostry, prowadzące sklep z pasmanterią. Okazuje się, że zostały zamordowane, a w ich sejfie policjanci znajdują grubą gotówkę. Wallander zaczyna śledztwo. Skomplikowane, bo przyjdzie mu odkrywać tajemnice ludzi, którzy są inni, niż się wydaje.
Opowiadanie „Piramida” najbliższe jest powieści „Morderca bez twarzy”. I nie chodzi tylko i wyłącznie o zbieżność czasu akcji. Pojawia się tu Wallander, jakiego znamy i lubimy. Zgorzkniały policjant po przejściach, którego coraz bardziej dziwią przemiany w przestępczym światku. Ale jednak próbuje robić swoje. Bo z jednej strony, wierzy w sens śledczej roboty, z drugiej, nie ma innego pomysłu na życie. Jak na mój gust, jest to jeden z najlepszych tekstów Mankella.
Henning Mankell, Piramida, przeł. Irena Kowadło-Przedmojska, seria „Zima z kryminałem”, POLITYKA, s. 224