Na skrzydełku książki autor, nasz były kolega redakcyjny, pozuje w kurtce z kapturem i z zarostem nie pierwszej świeżości – mało sympatyczny typ. To oczywiście żart Mariusza Czubaja, który ucharakteryzował się na bohatera swego najnowszego kryminału „Kołysanka dla mordercy”. Jest nim tajemniczy zabójca operujący w pobliżu stołecznych kanałów ciepłowniczych, w których przed jesiennymi chłodami szukają schronienia kloszardzi. Ofiary, które wpierw dokładnie śledzi, zabija zastrzykiem dawanym wprost w serce, następnie fachowo odcina im dłonie, które przed wysłaniem w paczce starannie i dokładnie myje.
Szukanie mordercy kloszardów to wyjątkowo trudna sprawa – policjanci nie mają dokumentów, a nawet nazwisk, tylko marne ksywy, trudno też o świadków. W takich właśnie beznadziejnych sytuacjach do akcji wkracza komisarz Rudolf Heinz, którego poznaliśmy w poprzedniej książce Czubaja „21:37”.
Za szybko mnie znaleźliście – powie morderca w krytycznym dla siebie momencie. To fakt, książka liczy prawie 300 stron, ale czytelnik może odnieść wrażenie, że rozwiązanie nastąpiło zbyt szybko. Może dlatego, że Czubaj zbyt wiele miejsca poświęcił niektórym wątkom niemającym ścisłego związku z główną akcją. Zapewne ich rozwinięcie nastąpi w kolejnym kryminale, nad którym autor pracuje. Warto czekać, ponieważ Czubaj wciąż się rozwija. Imponuje potoczystością narracji, dbałością o szczegół, wreszcie poczuciem humoru.
Mariusz Czubaj, Kołysanka dla mordercy, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011, s. 286