Jack Kerouac legendą stał się już za życia. Chyba żadna inna powieść nie wywarła takiego wpływu na Amerykę lat 50. i 60. jak jego „W drodze”. Jej publikacja w 1957 r. przyniosła autorowi błyskawiczną sławę, uczyniła „królem bitników” i idolem hipisów. W purytańskiej Ameryce była to literatura wyjątkowa: wyzwolona z mieszczańskiego filisterstwa, bezkompromisowa, nieuznająca tabu. W „Big Sur”, przedostatniej powieści, która dopiero teraz ukazuje się po polsku, Kerouac opowiada o sobie – skrywa się pod pseudonimem Jack Duluoz – i podstarzałych bitnikach, którym brakuje już dawnej niewinności. Wśród bohaterów spotykamy m.in. Allena Ginsberga i Lawrence’a Ferlinghettiego. Kalifornijskie Big Sur, które miało stać się dla pisarza azylem, okazuje się koszmarem, który powoli doprowadza go do szaleństwa. Nie pomagają przyjaciele, kobiety i kolejne alkoholowe ciągi.
"Big Sur” to melancholijna opowieść o życiowej klęsce, napisana długą frazą, bliską językowi mówionemu. To książka bardzo nierówna. Kerouac bywa tutaj wręcz grafomański, szczególnie na pierwszych stronach. Ociera się o śmieszność, kiedy porównuje siebie z Joyce’em i Proustem. Irytująca jest też tandetna metafizyka. Wartość tej powieści tkwi przede wszystkim w świetnych anegdotach, demitologizacji Beat Generation i w znakomitych fragmentach stanowiących zapis postępującego alkoholizmu. Kerouac mierzy się tutaj z własną legendą, której nie był w stanie udźwignąć. Książka posiada większą wartość dokumentalną niż literacką, czym przypomina nieukończoną powieść Trumana Capote’a „Wysłuchane modlitwy”. Obaj amerykańscy pisarze byli zresztą rówieśnikami, obaj przegrali z uzależnieniami. Jednak książki Capote’a do dziś się nie zestarzały, a spośród bitników bronią się chyba jedynie Ginsberg i Burroughs.
Jack Kerouac, Big Sur, przeł. Maciej Świerkocki, W.A.B., Warszawa 2011, s. 250