Między mitem a literaturą
Recenzja książki: Carlos Fuentes, "Wola i fortuna"
W 1969 r. Carlos Fuentes napisał słynny esej „Nowa powieść hispanoamerykańska”. Podkreślał w nim m.in. analogię między mitem a literaturą, szczególnie powtarzalność obu tych struktur i ich kulturową wszechobecność. Teoria meksykańskiego pisarza wielokrotnie znajdowała odbicie w jego twórczości, ale „Wolę i fortunę” można nazwać najpełniejszą jej realizacją.
Jozue i Jerycho poznają się w katolickim liceum. Obaj są sierotami. Nie muszą jednak żebrać na ulicy – od dzieciństwa chowają się w dobrych warunkach, wspiera ich tajemniczy dobrodziej. Ich przyjaźń przypomina mityczne braterstwo Kastora i Polluksa. Są nierozłączni, wydają się gotowi oddać za siebie życie. Pierwszy wybiera stromą drogę kariery prawniczej, drugi postanawia zaś poznać świat, oprzeć wiedzę na doświadczeniu. Ich los w takim samym stopniu zależał będzie od wyborów (woli) co od przypadku (fortuny). Ponownie spotykają się w mieście Meksyk, jednak trudno im odnaleźć dawną zażyłość. Jozue trafia do świata biznesu, Jerycho angażuje się w politykę. Ostatecznie rozdzieli ich Asunta, kobieta fatalna. Kastor i Polluks staną się Kainem i Ablem.
W porównaniu z innymi książkami Fuentesa mniejszą rolę odgrywa tu historia Meksyku. Nie brak za to narracyjnych eksperymentów (historię poznajemy z perspektywy… głowy Jozuego), odnajdziemy też wiele nawiązań do literackiej i filmowej klasyki. Największą wadę „Woli i fortuny” stanowi fabularna schematyczność. Choć powieść intryguje, to zdaje się przegadana. Rozkręca się dopiero, gdy Bildungsroman ustępuje miejsca opowieści o władzy i biznesie.