Chuck Palahniuk ciągle jest w stanie czytelników zadziwić. To właśnie Amerykanin wydaje się dziś najciekawszym prozaikiem średniego pokolenia. Jego zwariowana wyobraźnia nie ma żadnych barier. Dowodem na to są „Potępieni” – powieść, w której Dante sąsiaduje z Hello Kitty i kinem dla nastolatków.
Główna bohaterka, 13-letnia Madison Spencer, trafia do piekła. Właściwie nie wiadomo dlaczego się tam znalazła. Rodzice-celebryci opiekowali się nią wyjątkowo troskliwie: nawet na ekologiczne wczasy wysyłali córeczkę odrzutowcem. Teraz musi sobie jakoś radzić. Jak jest w piekle Palahniuka? Cóż, może niezbyt przyjemnie, szczególnie w okolicach Morza Insektów i Oceanu Zmarnowanej Spermy, ale na pewno nie można tutaj narzekać na nudę. Chyba że ktoś się nad sobą użala. Wtedy to już tylko płacz i zgrzytanie zębów. Ale jeśli uda się wam porzucić wszelką nadzieję, to można tu się nieźle urządzić, szczególnie w telemarketingu albo pornografii i spotkać kilka ciekawych osób, choćby Karola Darwina czy Katarzynę Medycejską. Na pewno nie znajdziecie tu za to świętego Tomasza, co niezawodnie świadczy o prawdziwości jego dzieł.
Palahniuk jest zawodowym prześmiewcą, pisarzem, dla którego żadne tabu nie istnieje. Ale w tej wszechobecnej ironii, w dystansie do świata skrywa się też próba zrozumienia absurdalnej, nihilistycznej współczesności, a także specyficzny dialog ze śmiercią. „Potępieni” wypływają bowiem z osobistych doświadczeń, są próbą oswojenia śmierci po utracie matki.
Porównanie z Pielewinem nasuwa się automatycznie – obaj pisarze urodzili się w 1962 roku i należą do czołowych postmodernistów. Tyle że Palahniuk, inaczej niż autor „Generation P”, wciąż jest w znakomitej formie literackiej. Warto podkreślić znakomity przekład i dodać, że książka ukazuje się równolegle z premierą amerykańską.