14 lutego 1989 r. był dniem, którego Salman Rushdie nie zapomni nigdy. Autor „Dzieci północy” przybył właśnie na pogrzeb swego przyjaciela, zmarłego na AIDS Bruce’a Chatwina. Paul Theroux zażartował: „Podejrzewam, że w przyszłym tygodniu spotkamy się tu z twojego powodu, Salman”. Chwilę wcześniej świat obiegła wieść o fatwie ogłoszonej przez ajatollaha Chomeiniego. „Szatańskie wersety” przypomniały światu, że literatura może być rzeczą najwyższej wagi, choć zrobiły to w sposób nazbyt dosłowny, czyniąc z niej sprawę życia i śmierci.
Rushdie zawsze był apostołem racjonalizmu. Odziedziczył to po ojcu. Religię traktował jak najbardziej serio, ale jako przedmiot intelektualnej refleksji. Publicznie pojawił się znowu dopiero na koncercie U2 w 1993 r. Przez dziewięć lat klątwa obowiązywała, a Rushdie przedzierzgnął się w Josepha Antona. Teraz jego głowę wycenia się na 3,3 mln dol.
Pisarz opowiedział o sobie w trzeciej osobie, dzięki czemu pozbawił być może zajęcia przyszłych biografów.
Polityka
39.2012
(2876) z dnia 26.09.2012;
Afisz. Premiery;
s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Czekając na śmierć"