1000 stron objętości plus opis największej rzezi w historii ludzkości w pewien sposób taki automatyzm usprawiedliwia. Jednak w przypadku książki Beevora byłoby to nieuzasadnione przekłamanie. Beevor przyzwyczaił swoich czytelników raczej do opowiadania niż suchego wykładu. W historycznym zamieszaniu cały czas szuka człowieka. Czasem tego, który nasuwa się w sposób naturalny – wielkiego stratega, zasłużonego generała, nieudolnego premiera. Ale też zwykłego szeregowca, który wpłynął na losy bitwy. Czy po prostu dziecka płaczącego przy martwej matce. Beevor pokazuje, że to człowiek tworzy historię, a nie historia człowieka. Trudno oczekiwać innego podejścia od człowieka, który zawsze powtarza, że historia to gałąź literatury, a nie nauki. Zresztą jego pierwsze książki były opowieściami. Dopiero później objawił się jako jeden z czołowych historyków.
Nawet wymagającemu historykowi trudno byłoby wskazać pominięcie jakiegoś ważnego wydarzenia. Polskim czytelnikom z pewnością spodoba się sposób, w jaki Beevor relacjonuje nasze losy. Tym bardziej że pokazuje Polaków takimi, jakimi lubią się widzieć – bohaterski naród z tragicznym rysem. Nie zabrakło sprawy Katynia, odnotował udział polskich oddziałów we wszystkich ważnych bitwach. Taki przekaz idzie w świat. Ale „Drugą wojnę światową” trzeba przeczytać przede wszystkim ze względu na styl i sposób patrzenia na historię. Tym bardziej że może się wydawać, że o drugiej wojnie światowej napisano i powiedziano już absolutnie wszystko. U Beevora jest jednak wiele smaczków. Jak chociażby opis japońskiego ataku na Pearl Harbor, który jako pierwszy odpiera amerykański kapelan, kiedy przygotowując się do mszy polowej, dostrzega samoloty wroga.